RSS

Archiwum kategorii: koncerty

Aerosmith – Impact Festival

aerosmith

12.06.2014

Impact Fest wyprowadził się z Bemowa i trafił do Lodzi. Hala Atlas Areny to większy komfort i gwarancja dobrej pogody pod dachem ale brakuje tu ducha fastiwalu jaki wytworzył się na bemowskim lotnisku.

Pierwszego dnia line-up’em był legendarny Black Sabbath, bilety wysprzedane w kilka dni. Drugiego dnia set tworzyły Walking Papers z ukrywającym się nieco Duffem McKaganem, Alter Bridge (tu również tropy wiodą do G N’R) i wreszcie Toxic Twins.

Trudno uwierzyć, że poprzednia wizyta Aerosmith na warszawskim stadionie Gwardii miała miejsce niemal równo 20 lat temu. Aura początku lat 90-ych w Polsce to nadal mundury Milicji, przaśne jeansy marmurki i zdezelowane samochody. Bajecznie kolorowy strój Stevena Tylera jawił się wtedy czymś niezwykłym.

Aero Lodz 2014Dwadzieścia lat później Aerosmith nadal wydaje się pełne energii. Najwięcej ma jej oczywiście frontman, przynajmniej o dekadę żywotny niż Joe Perry i reszta składu. Przyzwyczajeni do ekstrawagancji gwiazd rocka nie zostaliśmy tym razem zaszkowani strojem Tylera, choć przez chwilę wpatrywałem się w telebimy sprawdzając, czy Mr. Tallarico nie założył przypadkiem góralskich gaci.

Zanim rozpędziła się machina „Global Warming Tour” widownia została uraczona misternym show zza kulis w formacie „home video”. Rozgrzewka okazała się bardzo dobra, doprowadzając kila fanek do zrzucenia biustonoszy.

Setlista nie była zaskoczeniem. Show co wieczór wygląda podobnie a muzycy nie silą się bynajmniej na zbyt oryginalne regionalizmy. Poza „Good evening Lodz” Polacy nie doczekali się upragnionych peanów na temat Solidarności i równości dla wszystkich. Aerosmith nie próbowali też zbyt natarczywie promować nowego albumu pozostając przy doskonałej mieszance przebojów, ze szczególnym miejscem dla utworów z lat 70-ych i 80-ych. Doskonale zabrzmiały blues-rockowe klasyki ale gawiedź najbardziej żywiołowo reagowała na pozycje z lat 90-ych i oklepane „złote przeboje”.

Magiczny moment przypadł na „I don’t want to Miss a Thing” kiedy tysiące rąk podniosło się w jednej chwili w górę. Przerwa na nijaki „Freedom Fighter” z Joe Perrym w roli wokalisty to znak, że nawet Tyler (rocznik 1949) musi odetchnąć. Porcja tlenu należała mu się jednak bardzo po tym jak wyryczał „Love in Elevator” czy „Livin’on the Edge”. Choć imponujący energią i siłą głosu 65-cio latek dawał czadu, momentami ratował go wspierający klawiszowiec.

Wart wspomnienia jest także moment wejścia gitary w granym na bis „Dream On” kiedy równie leciwy Perry wspina się na fortepian, aby odegrać swoją partię gitary. Na myśl przychodzi podobna scena z „November Rain” (oczywiście to Slash kopiuje Perry’ego). Set zakończył mocny „Sweet Emotion”, podczas którego na wybieg ruszył nawet stojący wiecznie w prawym rogu sceny Brad Whitford.

Reasumując: udany koncert gigantów rocka, od których Gunsi uczyli się życia na trasie i pierwszych rockowych akordów.

  1. Eat the Rich
  2. Love in an Elevator
  3. Cryin’
  4. Oh Yeah
  5. Jaded
  6. Livin’ on the Edge
  7. Last Child
  8. Rag Doll
  9. Freedom Fighter
  10. Same Old Song and Dance
  11. Toys in the Attic
  12. Janie’s Got a Gun
  13. I Don’t Want to Miss a Thing
  14. No More No More
  15. Come Together
  16. (The Beatles cover)
  17. Dude (Looks Like a Lady)
  18. Walk This Way

Encore:

  1. Dream On (with snippet of „Home Tonight”)
  2. Sweet Emotion
 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 17 czerwca 2014 w koncerty

 

Tagi: , ,

Impact Festival 2013

impact-festival-2013

W tym roku pogoda nie rozpieszczała turystów. O godz. 16 (pierwsze zespoły zaczęły występy) Warszawę zalały potoki deszczu. Deszcz padał do samego wieczora oszczędzając jedynie headlinera pierwszego dnia.

Grający w deszczu Airborne, pomimo zwierzęcego magnetyzmu lidera i rozbijanych na głowie puszek z piwem nie wykrzesał ponadludzkiej energii z publiczności. „F%^&k the rain” wrzeszczał dziki Australijczyk, wygrażając w stronę nieba. Airborne to młodszy braciszek AC\DC i nie wstydzi się swoich korzeni.

Koncert Slayera (pierwsze publiczne wystąpienie po śmierci Jeffa Hannemana) powitaliśmy odwróceni tyłem, uczepieni parasola Coca-Cola. Ludzie oblepiali wszystkie możliwe miejsca z daszkiem niczym mszyce liść drzewa. Slayer zaprezentował „wiązankę” swoich klasyków z „Reign in Blood” „Mandadory Suicide” i „Seasons in the Abyss”. Przy gasnących dźwiękach „Angel of Death” tłum zaczął przemieszczać się pod mniejszą scenę gdzie za chwilę mieli pojawić się przebierańcy z Korn.

Spory tłumek przed występem Korna zabłysnął wielką polską flagą, nomen omen chroniącą ich przed deszczem. Pośród iskrzących się świateł ledowych muzyka Korna zaprezentowała się całkiem dobrze.

Dokładnie o czasie, na wielkiej scenie posypały się pierwsze iskry, zza zasłony rozświetlające zespół. Rammstein jest mistrzem scenicznego performance. Ubiory, wystudiowane choreografie (nawet rytmiczne podchodzenie do przodu i cofanie się gitarzystów), wreszcie sama scena ze światłami, dymami, wybuchami i ogniem robi ogromne wrażenie. Wszystko to przystroiło twardą muzykę Rammsteina i twardy niemiecki język w industrialne klimaty niczym z filmów grozy (gdzie zawsze pojawia się oszalały hitlerowski oprawca).

Pośród największych hitów pojawiło się sporo „specjalnych” numerów, które dały upust chorej wyobraźni Niemców. Było więc gotowanie klawiszowca w wielkim kotle („Das is mein teil”) sceny z filmu sado-maso i stojący w deszczu iskier wokalista. Przy „Du hast” tłum oszalał..

Wykonane a capella z towarzyszeniem fortepianu „Mein Hertz brennt” zakończył główną część spektaklu. Starannie zaplanowany bis stanowiły dwa hiciory: „Sonne” i obrazoburczy „Pussy” z fallicznymi ozdobnikami.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 13 czerwca 2013 w koncerty

 

Tagi: ,

Impact Festival Bemowo

Kolejny atak na lotnisko na Bemowie. Kolejna wyprawa z Kubą 🙂

Festival to może zbyt dużo powiedziane, ale można było zobaczyć kilka zespołów (jeśli ktoś by się uparł i przyszedł o 14-ej). W tym wyjąco punkowy Public Image (trafiliśmy na końcówkę porykiwań wiekowego sexpistolsa), The Vaccines, The Charlatans (oba młode angielskie zespoły, których piosenki powolutku wkraczają w eter) i dwa line-upy.

Kasebian dał głośny, po części elektroniczny koncert, nieco inny niż ich nagrania na płytach. Było głośno i fajnie.

O 21:30 ruszyła machina z L.A. Chłopcy nie są już chłopcami. Kiedis z wąsem i coraz bardziej postarzałą cerą, zawsze staro wyglądający Flea i Chad Smith dziadzio piernik dali radę. Młody gitarzysta też dał radę i nie starał się medtodą swojego poprzednika zanudzać sprzężeniami i zgrzytami, chociaż trochę go kusiło w trakcie wstępnych pogrywajek przed piosenkami.

Repertuar klasyczno-nowy. Mega czad można było wyczuć przy „Can’t Stop”. Nie było zbyt wielu promowanych kawałków z „Iam with You”, było za to Under the Bridge (tu: pisk panienek i zapalniczki proszę).

Było też Sex Sugar Blood Magik i podniosło ciśnienie. Zdecydowanie lepiej niż Chorzów pare lat temu.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 7 sierpnia 2012 w koncerty

 

Tagi: ,

Perfect live w MMP

Przypadkowo obejrzany, „eventowy” koncert Perfectu na 20-e urodziny Playboya. Zdecydowanie najjaśniejszy moment imprezy. 5 starszych facetów wymiatających porządnie rocka: Markowski autentyczny i sympatyczny, reszta zespołu z rezerwą ale na luzie. Zaczęli długim jamowaniem zanim pojawił sie wokalista. Niewiarygodny Dariusz Kozakiewicz – brzydki jak J.Urban ale wymiatający zawodowo na swoich gitarach. Całość o dziwo nieźle nagłośniona. Dodatkowy bonus – oglądanie gry z odległości 2 m od sceny!

Playlista (czy raczej „set” na imprezy krawaciarzy):

  1. Autobiografia
  2. nowy kawałek
  3. Chcemy być sobą
  4. Niepokonani/Jeszcze nie umarłem – na bis
 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 21 czerwca 2012 w koncerty

 

Sonisphere 2012 Bemowo

Trzeci raz Bemowo przyjmuje u siebie festiwal heavy metalu. Tym razem ponownie Metallica, ponownie też ze specjalnym materiałem, w 20-lecie wydania „Czarnego” albumu. Tym razem niestety nie w strefie „Golden Ring”.

Koncert udany, Kuba zadowolony, do bazy ściągneliśmy po przejściu kilometrów na parking i powrocie dziwnymi drogami. Było warto!

Metallica tradycyjnie zaczęła westernem, później był klasyczny klasyk z klasyki gatunku „Hit the Lights”. Po nim poleciały mocne riffy z najstarszych płyt (Master, Shortest Straw, From the Bell tols, Fight fire) a po pół godziny rozpoczął się show pt.: Black Album, poprzedzony video w stylu „Making of”. Zagrane chyba wszystkie kawałki. Szał publiki przy Nothing Else Matters i Unforgiven. Na koniec setu – Entersandman z niewiarygodnym czadem i przy udziale pirotechniki.

Pierwszy bis to Creaping Death i One z niezłym pokazem laserów a wcześniej wybuchami w stylu „wojna”

Drugi bis, przed którym Lars robił miny gwiazdy i kazał nam „go home” to tradycyjnie na wyjście „Seek & Destroy” z zaśpiewanym „Warsaw tonite”.

 

Przed mistrzami zagrali: Read the rest of this entry »

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 15 Maj 2012 w koncerty