W 1978 roku Led Zeppelin po raz ostatni wszedł do studia nagraniowego. „In Through the Out Door” powstał w oparach alkoholowych, a jedynym względnie trzeźwym był John Paul Jones. Zmierzch rockowym bogów już wkrótce rozświetli nowa wschodząca gwiazda.
Zaledwie kilka miesięcy wcześniej czwórka radosnych małolatów z Pasadeny w Kalifornii zrobiła swój pierwszy krok na drodze do absolutu. Dokładnie 10 lutego 1978 pojawił się debiutancki album „Van Halen”. Już pierwsze trzy minuty i trzydzieści dwie sekundy utworu „Runnin’ with the Devil” rzuciły świat na kolana.
Sześć lat później, wypalony wódą i kokainą, skonfliktowany i zmęczony sobą samym Van Halen nagrał genialny album „1984”. Podobnie jak Led Zepp bogowie rocka sięgnęli zenitu, żeby spalić się w blasku słońca.
Do opisania początków Van Helen nie mogło być nikogo lepszego niż Noel E. Monk. Facet, który właśnie przeżył amerykańską trasę Sex Pistols został pierwszym managerem rockowego kwartetu z Zachodniego Wybrzeża. Jego wspomnienia z lat 1978 – 1985 kreślą obraz zespołu w oryginalnym składzie z Davidem Lee Rothem.
Monk nieco samolubnie wysunął tezę o „jedynym prawdziwym Van Halen”, nazywając późniejszy skład zespołu „Van Haggar”. Autorowi trzeba jednak przyznać, że zespół współtworzony przez „Diamentowego Dave” i słodko uśmiechającego się Eddie Van Halen’a wprost kipiał energią, która została przekuta w największą rockową machinę lat osiemdziesiątych.
„Runnin’ with the Devil” świetnie oddaje atmosferę szalonych lat rockowej prosperity, z jej rozbudowanymi do szaleństwa trasami koncertowymi i rockowym życiem balansującym na ostrzu brzytwy.
Książka niedostępna na rynku polskim. Do zdobycia na Amazon.com