RSS

Archiwum kategorii: muzyka

nowe albumy, ktore mnie powalily

Lighting Bolt – Pearl Jam

pearljam-lightningbolt

Dziesiąty studyjny album Pearl Jam. Po niezłym „Backspacer” wydawał się, że nie wymyślą nic nowego. Nie wymyślili, ale w pozytywnym znaczeniu. „Lighting Bolt” to płyta czerpiąca garściami z całej historii grungowego giganta. Jest i dosyć ostro („Mind your manners”) i balladowo („Sirens”) a całość ma równy „pearljamowy” klimat.

W sumie – jeden z istotniejszych albumów roku.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 31 grudnia 2013 w muzyka

 

Tagi: , ,

13 – Black Sabbath

black-sabbath-unveils-album-13

Podobno Rick Rubin kazał im słuchać swoich pierwszych albumów dla inspiracji. Z pewnością ostatnie dźwięki albumu są klamrą spinającą z początkowymi dźwiękami debiutu z 1970.

Trzynastka to album niezły, surowy, podobny w klimacie pierwszym albumom. Część utworów brzmi jakby pochodziła z sesji lat siedemdziesiątych. Nakręcanie na setkę plus wiekowe instrumenty? Tommy Iommi (być może z racji wieku) nie próbuje zadręczać wymyślnymi solówkami, jednocześnie pokazując mistrzostwo w krótkich formach. Ozzy nie skrzeczy i nie śpiewa w wysokich rejestrach. Zespół nie próbuje iść w stronę rzewnych ballad – za wyjątkiem Zeitgeist żywcem kontynuującej Planet Caravan). Sekcja pogrywa surowo, jakby od nowa głosząc jak powinno się grać ciężkiego rocka. Całość jest potężna i autentyczna.

Jeśli „13” miałaby być ostatnim tchnieniem Sabbath’ów – jest OK. Chapeau bas!

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 21 sierpnia 2013 w muzyka

 

Tagi: ,

The Devil Put Dinosaurs here – Alice in Chains

BGLPAC01XX

Długo oczekiwana, druga płyta w „nowym” składzie. Patrząc na Jerrego Cantrella z jego dziwną fryzurą (na szczęście już bez wąsów) i Williama DuValla z jego szopą ala Boney M trudno odnaleźć „dawny” zespół. A jednak metal dalej płynie w żyłach Alice.

Premierę płyty poprzedzało doskonałe video „Hollow”. Utwór otwiera płytę i jest świetną wizytówką AiC –  ciężkie gitary, podwójne wokale, świetna solówka. Miodzio.

Stone – co tu dużo pisać – riff rozwala głowę, teledysk jest świetny.

Tytułowy „The Devil Put…” to gitarowy majstersztyk. Trudno oprzeć się wrażeniu, że główny fiff jest porykiwaniem dinozaura.

„Choke” kończący album byłby świetnym singlem – jego wpadający w ucho refren to kandydat na przebój w szerszym zakresie niż ostrzejsze kawałki.

Album ma bardzo dużo mocnych punktów. Początkowo wydaje się być nieco gorszy niż jego poprzednik, ale po osłuchaniu okazuje się bardzo udany.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 21 czerwca 2013 w muzyka

 

Tagi:

Music From Another Dimension (2012) Aerosmith

Aerosmith Music From Another Dimension

Przedziwna jest kariera Aerosmith. Zaczęli nieźle albumem w 1970 roku, lądując na 21 miejscu US Chart. Późniejsze albumy były lepsze i gorsze – błysnął „Toys in the Attic” i „Rocks”. Po długiej dekadzie niebytu Toxic Twins odnaleźli drogę na szczyty list przebojów albumami „Permanent Vacations” (1987) i doskonałym „Pump” (1989). Byli jednocześnie wygrani i przegrani, blues-rockowi ale też nieco obciachowi.

Paradoksalnie, dopiero po  23 latach wspięli się na wyżyny popularności dzięki mass-balladom z „Get a Grip”. Od tego czasu, korzystając garściami ze swojej legendy wydają co jakiś czas płytę, na której pośród słabych wypełniaczy i paru średniaków jest utwór podbijający listy przebojów. „Music from Another Dimension” powtarza schemat. Album klimatem przypomina zlepek stylów Aerosmith z różnych epok. „What Could Have Been Love” to wytarty patent z „Get a Grip”, ale pewniak na singiel. Kilka kawałków przypomina starsze albumy („Legendary Child”). Jest też niezła balladka „We all fall down”.

Niestety – wszystko to już było. Nie ma w tej płycie dynamitu Stevena z lat 80-ych, nie ma świetnego i świeżego grania Perry’ego z pierwszych płyt. Zostało pare chwytów na zarobienie kasy.

What Could Have Been Love

be

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 18 stycznia 2013 w muzyka

 

Tagi: ,

the Killers – Battle Born (2012)

the-killers-battle-born

Z The Killers jest nie lada kłopot. Ich debiut to perła. Później zaczęły się schody. Na „Day and Age” mieli chwilę geniuszu. Szyjąc już bardziej w stronę pop/disco niż w indie/rock urodzili „Human”. Reszta była dosyć słaba.

„Battle Born” stworzona po czterech latach ciszy nie przynosi nic poza wyrachowaniem. Brandon Flowers ma wyraźne problemy z komponowaniem hitów ale wciąż lekką rękę do chwytliwych melodyjek. Tyle, że to melodyjki – wypadają z głowy po kilku dniach. Wszystko jest krojone na stadionowe hymny.

Najbardziej przebojowy na płycie „The Way It was” jest nieco cukierkowy, ale wyraźnie błyszczy na tle reszty kompozycji. Warto wspomnieć jeszcze delikatną „Be still”, bardziej pasującą do solowego projektu Flowersa.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 3 stycznia 2013 w muzyka

 

Tagi:

Stairway to Hell – Ugly Kid Joe

Nieoczekiwanie, grzebiąc w necie znalazłem EP-kę zapomnianego nieco Ugly Kid Joe. W latach 90-ych błysnęli także EP-ką, później pokręcili się trochę na rynku dzięki farciarsko wybranemu coverowi Harrego Chapina.

Późniejsze „dzieła” to delikatnie ujmując porażka. Jajcarski styl przerodził się w autokarykaturę.

Tym większym zaskoczeniem jest nowa EPka a szczególnie pierwszy utwór „Devil’s Paradise” w klimacie Ozziego. Całość trzyma fasoch, chociaż przypomina nieco debiut – oprócz świetnej kompozycji są tu wypełniacze nieco bez polotu i mocy.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 13 września 2012 w muzyka

 

Tagi: ,

Bluderbuss – Jack White

Jack White – postać od lat wychwalana za swoją artystyczną działalność. Faktycznie, każda z rzeczy jakiej się dotknie ma swój klimat. Wszystkie są jednak nacechowane stylem nie do podrobienia. Surowym, niedbającym o nadmierną obróbkę, autentycznym.

Bluderbuss to pierwsze  dzieło solowe. Trochę to dziwne stwierdzenie w odniesieniu do artysty, który przeważa we wszystkich projektach, w jakich bierze udział.

Bluderbuss ma w sobie sporo twardego grania, chropowatego rocka, barowego pianina, country i bluesa. Momentami pobrzmiewa klimat rodem z czasów Led Zepp, momentami to southern rock jak z przetarej starą szmatą winylowej płyty.

Najfajniejsze momenty: Sixteen Saltines (singiel), Love Interruption

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 27 lipca 2012 w muzyka

 

Tagi: , ,

Drive Soundtrack

Nie będąc fanem elektro-brzmień nie można rozbierać muzyki na czynniki pierwsze. Warto jednak wspomnieć, że muzyka jest sprawcą wyjątkowego klimatu filmu i jest tym, na co od początku zwraca się uwagę w trakcie seansu. To duży sukces, choć bez obrazu muzyka staje się nieco monotonna.

Na pochwałę zasługuje utwór Francuza Kavinsky’ego (Francuza?) „Night call”. Wpada w ucho i przywodzi na myśl mroczną minę Drivera z filmu. Ciekawe, chociaż nieco komercyjne jest „A Real Hero”. Reszta to elektronika podawana w dosyć oszczędny sposób, co daje jej przewagę nad „elektroniką rąbanką”.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 18 lipca 2012 w muzyka

 

Tagi: ,

Soulsavers

Soulsavers wypłynęli dzięki współpracy z Dave Gahana, wokalistę Depeche Mode. Ta płyta to w efekcie głównie bogaty głos Gahana w nieco innej otoczce niż DM. Wyszło więc coś, o czym marzą wszyscy wielcy wokaliści wszystkich wielkich zespołów. Mick Jagger nie błysnął niczym nowym w swoich solowych projektach, na drobne rozmieniło się wielu innych, którzy zmienili nieco skład i instrumentarium ale pozostawali cieniem swojej własnej zespołowej kariery. Gahan w oprawce pt. Soulsavers to inna jakość.

Zaangażowane, melancholijne utwory robią wrażenie. Trudno określić ich granice – od folku po rocka, gospelowe chóry, monumentalne i podniosłe momenty niektórych utworów, ocieranie się o rock w innych.

„Longest Day” wybrany na singiel świetnie promuje płytę i ma doskonały refren. Ale jest też wiele innych dobrych utworów – spokojny „Presence of God” z delikatnym fortepianem i doskonałą linią sekcji smyczków. Folkowe „Just Try” z mistrzowskim wsparciem chóru. „Take me back home” z retro melodyczną linią organową i znowu chórkami.

Po wysłuchaniu całego albumu można poczuć się jak po obfitym posiłku – bogactwo nadmiaru. Nie jest to jednak męcząca ciężkość, ale miłe wspomnienie i chęć odkrywania nowych smaków w wysłuchanych już utworach.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 18 lipca 2012 w muzyka

 

Tagi: , ,

Bonamassa at all

Albumy „The Best of” mają to do siebie, że są de best, trudno więc doszukiwać się w nich plusów i minusów.

Kompilacja Joe Bonamassy daje wyczucie stylu tego gitarzysty. Faktycznie jest świetny jako gitarzysta i niezły jako wokalista. Stylistyka JB przechyla się to w jedną to w drugą stronę Rocka i Bluesa i daje ekstrakt tego co dobre w obu gatunkach.JB to także doskonały kompozytor, zręcznie przemieszczający się pomiędzy stylistykami.

Na uwagę zasługują hiciory z albumów studyjnych:

„The Ballad of John Henry” -niesłychane połączenie instrumentarium – ostre gitary, jakieś klawisze niczym z arabskich rejonów (klimat Led Zepp) i banjo z Missisipi.

„Sloe Gin” – świetny spokojny utwór, momentami przypominający Deep Purple.

Dust Bowl – nerwowy rock n’blues

Godne szacunku są wszystkie. JB ma kilkaset gitar i słychać to na każdej ścieżce płyty.

 

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 27 czerwca 2012 w muzyka

 

Tagi: , ,