Temat meksykańskiej granicy to dla Ameryki wciąż palący problem. Bez poczciwych latynosów najpotężniejszy stan USA – Kalifornia – zupełnie przestałby funkcjonować (no, chyba że mocno stanieją loty z Polski). Na przeciwnej szali leżą odwieczne fobie bogatego kraju – strach przed biedotą z Południa, rasizm, zorganizowana przestępczość.
Emigranci oddają w ręce „Coyotes” (przemytników) nie tylko własny majątek, ale też własne życie. Mimo to do USA wciąż wlewa się strumień ludzi szukających lepszego losu. A z nimi pojawiają się hieny żerujące na ludzkich słabościach.
Dramat Michaela Berry próbuje zgrabnie odmalować wszystkie odcienie i ująć złożone relacje dwóch światów w alegorycznych losach osób z pogranicza. Nie do końca mu się to udaje. To trudna sztuka, kiedy korzysta się jedynie z czarnej i białej farby.
Ziemie Roya (Ed Harris) przylegają do pasa granicznego pomiędzy USA a Meksykiem. Bezdroża są terenem działań „Coyotes” – przemytników. Jednym z ludzi chcących dotrzeć do ziemi obiecanej jest Miguel (Michael Pena). Przypadek wkręca Miguela w spiralę problemów, której początkiem jest tragiczny w skutkach upadek żony Rona.
„Frontera” to film, z którego mieszkańcy amerykańskiego Południa zapewne rżą jak na dobrej komedii.
Wycięty z marmuru Ed Harris uosabia chodzące sumienie Ameryki. Z głębi najczarniejszej żałoby niczym Chuck Norris dostrzega, że „coś tu nie gra”. Zamiast dyszeć z nienawiści, bezbłędnie rozpoznaje, który z meksykańskich zbirów pałętających się po bezdrożach jego rancza jest dobrym materiałem na nowego Amerykanina. W obronie dobrego Mexa dobry Roy (Ed) staje przeciwko całej złej i skorumpowanej machinie policyjnej. Pod jego stalowym wejrzeniem sprawiedliwości szybko pęka skorupa zmowy a małe policyjne żmije wiją się u stóp bełkocząc: „pszszszeeepraszszszssssam”.
„Frontera” to rodzaj amerykańskiej agitki. Łopoczącego gwiaździstego sztandaru tu nie ma – zastąpił go stalowy wzrok dobrego Eda Harrisa. Autorom zabrakło nieco zdrowego dystansu, przez co film może wydawać się zbyt patetyczny. Ale w końcu co my tu o tym wiemy, na wschodnich rubieżach zachodniego świata.