Dziennik Hipopotama alias dziennik frustrata.
Krzysztof Varga to uznany dziennikarz i niezły pisarz. Majątek literacki zbił na swoim węgierskim DNA i doskonałej znajomości naszych przyjaciół od szabli i szklanki. Gorzej gdy zabiera się za tematy, w których najwyraźniej najmocniejszy nie jest.
Opuszczenie gardy i publikacja mocno prywatnych zapisów w formie dziennika nie wyszło dobrze. Smutne jest życie pisarza Vargi. Zmęczony jednostajną sławą naczelnego hungarysty autor cierpi męki na kolejnych spotkaniach z czytelnikami. Chciałby, żeby ktoś zapytał go wreszcie o coś innego niż o nudne węgierskie sprawy. Prywatnie też nie jest dobrze. W trakcie tej intymnej lektury czytelnik zaczyna martwić się czy autor przeżyje do ostatniego rozdziału. No tak – musi przeżyć, skoro napisał.
Pan Varga bardzo się męczy. Wyje. Stęka. Nie może. Nie chce. Pragnie sławy, ale tej z Ferdyrurke – prawdziwym Pacholęciem by chciał być. Ale coż, z napisaniem dzieła też coś nie idzie. Proza na miarę Thomasa Manna nie chce spłynąć na autora.