Miasteczko uciech dla zasobnych biznesmenów rozkręciło się na dobre. Po „obiektywnych problemach” z wadliwym oprogramowaniem hostów właściciel lunaparku, firma Delos, zdaje się panować nad swoimi doskonałymi robotami. Antropomorfy zwane „hostami” sprawiają jednak coraz większe problemy, uporczywie sygnalizując posiadanie własnej świadomości, której nie da się wymazać hard resetem. Wśród nich prym wiedzie delikatna Dolores, w zamierzeniach scenariusza parku odgrywająca rolę posłusznej córki farmera.
Smakowicie kończący się sezon pierwszy zasugerował widzom istnienie wielu innych parków pokroju Westworld. Tak się jednak nie stało. Zaprezentowany w „dwójce” Shogun World powiela westernowe scenariusze a twórcy serialu mrugają okiem do widza: „Spróbujcie stworzyć 300 historii w 3 tygodnie”. Słowem w każdym parku jest jakaś Dolores z tym samym scenariuszem.
Drugi sezon toczy się nadal w westernowym stylu, ale futurystycznych atrakcji jest aż nadto. W mnogości czasów i alternatyw nie trudno się zgubić … czy raczej nie sposób się odnaleźć.
Twórcy serialu najwyraźniej świetnie się bawią wymyślaniem futurologii sięgającej absurdu. Westworld 2 to już nie tylko opowieść o buntujących się maszynach – to rozbudowywana w nieskończoność matrioszka, której kolejne „baby w babie” są dodatkowo zapętlone w czasoprzestrzeni. Jedną z kluczowych historii jest życie założyciela imperium Delos – Jamesa Delosa. Wystarczy wspomnieć, że na scenę wkraczają hybrydy ludzi i hostów a linia czasu wydłuża się w nieskończoność – zarówno wstecz jak i daleko do przodu.
Jakby tego było mało Jonathan Nolan i Lisa Joy wykroczyli daleko poza ekran. W jednym z odcinków bohaterowie myszkują w „Kuźni” – rodzaju oldschoolowej biblioteki.
Wśród wielu oprawionych w skórę tomów dociekliwi widzowie doszukali się liczb 52, 42, 13, 100, które – tak, tak 🙂 – okazały się numerem IP skrywającym kolejne zdumiewające historie ze świata Westworld. Nie wiadomo już, czy twórcy serii nie chcą przypadkiem zadrwić z freaków doszukujących się głębi w każdym ujęciu serialu.
Drugi sezon WestWorld jest zarazem fascynujący i męczący. Fascynuje kolejnymi rewelacjami rozsadzającymi czaszkę od możliwych alternatyw życia jako linijek kodu. Męczący, bo twórcy zapętlili się w mnożeniu tychże rewelacji, sprowadzając przyjemność oglądania do ciągłej czujności i rozpaczliwych prób odkodowania kto jest kim i dlaczego.