Sądzę, że jednak lepiej będzie, jeśli pójdzie pani z tym na policję.
– Pójdę – zapewniła. – Ale najpierw chciałabym, żeby sprawę zbadał ktoś dyskretny. Widzi pan, mój syn miał specyficzne zainteresowania seksualne. Od zawsze pragnął być zjedzony. – Urwała i zaśmiała się nerwowo, jakby to miał być żart. – Mąż gej, a syn marzył o spotkaniu ludożercy… Sama już nie wiem, co robię nie tak.
Do agencji Sobieskiego zgłasza się nowa, zamożna klientka. Posiadaczka dworku w Żyrardowie zleca odnalezienie syna Antona. Nie chce zgłaszać zaginięcia na policję i od początku zachowuje się dziwnie. Wkrótce znika też były mąż Stadnickiej a w żyrardowskim parku Dittricha ktoś podrzuca torbę pełną kości. Ludzkich kości.
Ze strzępków informacji uzyskanych od rodziny Stadnickich niewiele wynika. Sobieski poszukuje już nie tylko zaginionego Antona. Jego celem staje się dotarcie do kanibala. Tymczasem przybywa ofiar miłośnika ludzkiego mięsa.
„Hej, Kaligula357. To jest mój numer. Miło było”.
„Przemyślałem sprawę. Tak, jestem twoim ciałem. Zjedz mnie”.
Bonda bawi się konwencją powieści detektywistycznej nie szczędząc czytelnikowi makabrycznych szczegółów. Rozdziały opatrzone są oryginalnymi przepisami kuchennymi a pani Katarzyna z rozmysłem doprawia akcję dialogami rodem z bajek braci Gimm („schrupałbym cię w całości”).
W trzecim tomie serii „Jakub Sobieski” autorka wchodzi na wyżyny makabreski. Po losach kobiety w walizce to oczywisty progres w kryminalnym dance macabre. Największe tabu ludzkości trudno będzie przebić czymś równie szokującym w kolejnych tomach.