RSS

Archiwum kategorii: kino 2014

Ida

Ida Przed złożeniem ślubów siostra Anna zostaje wysłana przez matkę przełożoną w odwiedziny do jedynej krewnej. Ciotka Wanda (Agata Kulesza) odkrywa przed młodą dziewczyną jej prawdziwe nazwisko – Ida Lebenstein. Podróż do ciotki okazuje się  podróżą do trudnej przeszłości rodzinnej. Wanda Gruz – była sędzia stalinowskiego systemu sądownictwa – jako wytrawny „fachowiec” wyrywa trudną prawdę starannie skrywaną przez lokalnych chłopów. Dla każdej z bohaterek podróż jest też odkrywaniem prawdy o sobie.

Kameralny dramat porusza temat trudny dla Polski, robi to jednak w sposób odmienny od sensacyjnego „Pokłosia” Władysława Pasikowskiego. „Krwawa Wanda” ma równie brudne ręce jak chłopi, którzy skorzystali z dziejowej pożogi, aby uszczknąć coś dla siebie. W każdym pozostaje jakiś okruch szkła po wyrządzonych krzywdach. Kontrapunktem okrutnych czasów jest Ida. Niewinna nowicjuszka przyjmuje wszystko ze zrozumieniem i prawdziwą pokorą. Dla niej ciężkie prawdy dziejowe są taką samą lekcją jak zbliżenie z młodym saksofonistą.

Dobrze, że powstają filmy demitologizujące znaną nam historię Polski. Dzięki nim w niezmiennym światopoglądzie „Czterej Pancerni – Kloss –  serial Dom” pojawi się szczelina niepewności i innego spojrzenia na czasy powojenne. „Ida” robi to w sposób delikatny i wyważony.  Czarno – białe kadry  nadają filmowi dystans i pozwalają skupić się na opowieści a jednocześnie pozostawiają w głowie ziarno niepokoju „tamtych czasów”.

Pawlikowskiemu udało się stworzyć ważny film bez wskazywania palcem winnych i epatowania brutalnością.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 9 stycznia 2015 w kino 2014

 

Tagi: , , ,

Różowa Pantera kontratakuje (1976)

Rozowa Pantera kontratakujeNadinspektor Dreyfus po traumatycznym odpalaniu papierosów w poprzednim filmie („Powrót Różowej Pantery”) znajduje się w domu wariatów. Jest na dobrej drodze do wyzdrowienia, kiedy w zakładzie odwiedza go świeżo przywrócony na stanowisko inspektor Clouseau. Dreyfus ucieka z zakładu i uruchamia „machinę zła” aby skonstruować laser niszczący całe miasta. Jedynym celem jest pozbycie się znienawidzonego asa francuskiej policji.

Po „Powrocie R.P.” 🙂 Peter Sellers jest u szczytu formy. Jego przesłuchanie służby w zamku czy wizyta na Oktoberfest to majstersztyk gatunku komediowego. Bezcenny jest też Dreyfus ze swoim śmiechem podczas gry na organach w posępnym zamczysku. Każda scena, w której pojawia się Clouseau jest gwarancją głośnego śmiechu.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 5 stycznia 2015 w kino 2014, klasyka kina

 

Tagi: , , , ,

Powrót Różowej Pantery (1975)

Powrot Rozowej Pantery Faktyczny „Powrót Różowej Pantery” i zarazem geniuszu komizmu Patera Sellersa. O ile wcześniejsze dwa filmy o inspektorze Clouseau eksponowały wątek sensacyjny (w nieco oldschoolowej już estetyce kryminałów z lat 60-ych) to „Powrót..” jest przede wszystkim gejzerem szaleństwa słynnego francuskiego policjanta.

W orientalnej stolicy Lugashu ginie drogocenny klejnot. Rząd francuski wysyła na pomoc inspektora Jacquesa Clouseau, chwilowo piastującego funkcję „krawężnika”. To jemu udało się już raz wytropić legendarnego złodzieja „Fantoma”. Clouseau tradycyjnie zniszczy wszystko co zdoła spotkać na swojej drodze a rozwiązanie sprawy przypadkowo wpadnie w ręce. Bezcenne są także jego walki ze służącym Kato i fantastyczne zmiany charakteryzacji.

Smaczkiem filmu jest język angielski Petera Sellersa. „Myłpa” i „pąkój” to zaledwie próbki polskiego tłumaczenia żartów z francuskiej maniery językowej. Tym samym witzem będzie operować także wersja młodsza o 30 lat ze Steve Martinem („hambyrgyr”).

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 5 stycznia 2015 w kino 2014, klasyka kina

 

Tagi: , , , ,

Gone Girl

gonegirlAmy i Nick Dunne (Rosamund Pike, Ben Affleck) są na pozór szczęśliwą parą. Poranek piątej rocznicy ślubu zaczyna się dla Nicka jak zwykle joggingiem i wizytą w barze u siostry. Kilka godzin później Amy znika a pozostawione ślady zdają się wskazywać na zbrodnię małżeńską. Tym bardziej, że związek Amy i Nicka nie jest tak perfekcyjny jakby się wydawał.

Misternie utkana intryga to główny atut filmu. David Fincher jest mistrzem kina, w którym nic nie jest oczywiste a zwroty akcji potrafią odwrócić sympatie widzów do góry nogami. Podwójna narracja nadaje filmowi dynamiki, zamieniając charaktery głównych bohaterów biegunowo. Ciapowaty Ben Affleck doskonale sprawdza się w roli zdezorientowanego i opuszczonego męża, ale w ten wizerunek co i rusz wkradają się wątpliwości. Rosamund Pike ma dwie twarze – ciepła i oddana żona vs. zimnokrwista blond femme fatale. W obu wcieleniach jest równie elektryzująca i to ona „robi” film.

„Zaginiona Dziewczyna” trzyma w napięciu od początku do końca. Fincher uciekł sztampowemu scenariuszowi, pokazując pazury do napisów końcowych. Przy okazji puścił oko do widza w trafnej obserwacji współczesnych mediów i uwielbienia dla celebryckich historii.

„Gone Girl” to doskonały thriller, w którym największym zagrożeniem człowieka jest odkrycie własnych słabości a największym wrogiem – rozczarowanie.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 5 stycznia 2015 w kino 2014

 

Tagi: , ,

Yves Saint Laurent

esq-yves-saint-laurent-movieLata pięćdziesiąte, Paryż. Młody projektant tworzy swoją pierwszą kolekcję dla domu mody Dior. Wkrótce sam stanie się synonimem paryskiego szyku a sygnowany jego nazwiskiem koncern będzie wyznaczał kanony mody.

„Yves Saint Laurent” to laurka i pean ku chwale wizjonera haute couture. Niczym w legendach jego boskość jest niepodważalna. Wielkość talentu zaznaczona jest powierzchownie w kilku muśnięciach kamery – ot „to ma się w sobie albo się tego nie ma”.

Reżysera pochłonęło upchanie całego życiorysu bohatera w jednym filmie. Całość spięta jest „symboliczną” klamrą dwóch scen mających na celu wywołanie u widza sympatii do konrowersyjnego geniusza. Pomiędzy nimi jest zaś wszystko co twórcy uznali za niepowtarzalne:  narkotyki, homoseksualizm, awantury z modelkami i foch bezkompromisowej gwiazdy wybiegów mody. Jeśli sukcesy to porywające oklaski widowni i skwaszone miny konkurencji, jeśli niepokorny charakter to oczywiście to działka kokainy i wizyta w gejowskim klubie. Znalazło się nawet miejsce na romantyczną podróż kochanków na motocyklu w głąb pustyni. Jedynym plusem filmu jest Pierre Niney w tytułowej roli. Aktor dobrze pasuje w roli neurotyka Saint Laurenta.

Nuda i bełkot bez polotu. Lepiej przeczytać krótką notkę o projektancie na stronach Wikipedii niż tracić 2 god

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 5 stycznia 2015 w kino 2014

 

Tagi: , ,

Lucy

lucyLudzki umysł jest podobno wykorzystywany zaledwie w 10% swoich możliwości. W „Lucy” Luc Besson użył cały swój talent (7%), doświadczenie (2%) i manię kręcenia atrakcyjnie wizualnych, choć płytkich filmów w manierze muzycznego video (1%). Szkoda, że zabrakło paru procentów na samokontrolę i inteligentny scenariusz.

Teoria 10% to oczywiście bajka – naukowcom nie udało się dowieść jakoby ludzkość posiadała w głowach ukryty przełącznik „turbo”. Sama w sobie jest jednak na tyle atrakcyjna, że stanowi wdzięczny temat dla kina S-F. Każdy, kto lubi ten gatunek zapalił się zatem na hasło: „Wybraź sobie co działoby się przy 100%”.

U Bessona „turbo” włącza się po rozerwaniu się w żołądku kuriera woreczka z ultra narkotykiem. Kurierem i królikiem doświadczalnym mimo woli jest Lucy (Scarlett Johansson). Zmuszona do udziału w przestępstwie nieoczekiwanie dostaje narkotykowego kopa, którego podobno nie sposób przeżyć. Przeżywa i przekształca się w zespół „mózg plus reszta członków”. Indywiduum to skacze, strzela, deklamuje oraz momentami popada w melancholię wspominania własnego porodu. Całość dynamicznie pocięta wtrąceniami procentowymi (20%, 30%, 50% itd) nadaje filmowi rytmu długiego teledysku.

Film Bessona tradycyjnie ogląda się dobrze – akcja jest wartka, sceny dynamiczne a sam pomysł nie najgorszy. Francuz nie może niestety wykrzesać ze swoich 10% czegoś oryginalnego. Wciąż trzyma się maniery „zabili go i uciekł” z natrętną muzyką i ganiającymi się skośnookimi głupkami. To co bywa zabawne, w niektórych jego filmach (Transporter, pierwszy film z cyklu „Uprowadzona” czy pierwsze „Taxi”) jest męczące i kładące film w „Lucy”. Żenujący jest bełkot pseudonaukowy podawany ustami Morgana Freemana (prof. Norman) oraz (he, he) slajdami. Bez ubierania kontrowersyjnej teorii w głupawe wytłumaczenia widz otrzymałby przynajmniej równą, miłą sieczkę niewymagającą kombinowania o co chodzi.

Morał filmu jest jeden – im więcej mózgu da się wykorzystać, tym większą rozpierduchę można zrobić.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 26 grudnia 2014 w kino 2014

 

Tagi: , , ,

Leprechaun Origins

leprechaun_origins„Leprechaun” – mityczny skrzat zamieszkujący Irlandię, samotnik stroniący od spotkań z ludźmi, trudniący się wyrobem butów. Leprechaun znaczy dosłownie „szewc”. Z wyglądu przypomina starego pomarszczonego człowieczka o wzroście do 1 metra. Nosi pończoszki, krótkie gatki, kapelusz i skórzany fartuch. Przeważnie posiada brodę i pali fajkę. Jak to się ma do przedstawianego filmu? Ano dokładnie nijak.

Straszne rzeczy dzieją się w zagubionej pośród bezdroży wiosce. Tubylcy są jacyś tacy obślizgli. Przyjezdni są jednorazowi – czyli po przyjeździe już nigdy nie wyjeżdżają. I to nie z uwagi na fantastyczne stawki podatkowe i tanie nieruchomości.

Gdyby nie łopatologiczny tytuł, widzowie nie mieliby pojęcia, że chodzi o mitycznego irlandzkiego duszka. Zresztą i tak pewnie nie mają pojęcia wychodząc z kina.

Ileż było już horrorów o wesołej paczce robiącej wypad za miasto. Przeważnie to dwie pary zblazowanych dwudziestolatków. Po stu paru minutach pisków i rąbania mięsa przeważnie pozostaje jedno (zazwyczaj niepozorna dziewczyna) a ostatnia scena informuje, że to nie koniec. Twórcy „Leprechaun Origins” nie poszli ani kroku w bok z utartej ścieżki. Smutne …. i takie żenujące.

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 22 grudnia 2014 w kino 2014

 

Tagi: , , ,

The Equalizer

The-Equalizer-IMAX-posterNie wkur…..cie Wujka Staszka” powinno wystarczyć za całą recenzję filmu sensacyjnego z Denzelem Washingtonem.

Wujek Staszek (Denzel W.) to dobrotliwy pracownik marketu budowlanego. Taki co i babcię przez pasy przeprowadzi i posprząta z kolegą na zmianie. A jak trzeba to zabije młotem bandziora seryjnie napadającego na sklepy. Młot – wypożyczony z marketu – oczywiście zwróci na miejsce.

Wujek Staszek jeździ do pracy metrem a wieczory spędza w barze czytając klasyków i recenzując te trudne dzieła napotkanym Damom lekkich obyczajów. Pech chce, że jedną z nich ktoś zaczepia na oczach Wujka Staszka. W wyniku nieszczęśliwego splotu zdarzeń Wujek Staszek zaczyna wojnę z potężną ruską mafią. „Tym gorzej dla mafii” powie Wujcio zanim rozpocznie totalną rozpierduchę.

„The Equalizer” jest przewidywalny jak menu w McDonalds. Nie będzie zatem tajemnicą, że Wujek Staszek wykona rozpizdziej większy niż huragan Catrina. Nowością gatunku jest natomiast wykorzystanie marketu budowlanego jako miejsca ostatecznej rozrywki. Użycie wiertarki, kołkownicy czy narzędzi ogrodniczych zaskoczy niejednego majsterkowicza.

ps. jest jeszcze epilog. Naprawdę – nie wkur…cie Wujka Staszka”.

 
1 Komentarz

Opublikował/a w dniu 22 grudnia 2014 w kino 2014

 

Tagi: , , ,

God’s Pocket

Gods PocketAkcja filmu toczy się w tytułowym „God’s Pocket” – dzielnicy klasy pracującej gdzieś na przedmieściach Filadelfii. To małe mrugnięcie okiem w stronę lokalnego widza. W rzeczywistości w Filadelfii istnieje dzielnica „Devils Pocket”.

Mickey Scarpato (Philip Seymour Hoffman) jest „przyjezdny”. Pomimo asymilacji z otoczeniem wciąż „nie jest stąd” dlatego na niektóre sprawy patrzy inaczej niż tubylcy z dziada – pradziada. W Devils Pocket każdy kombinuje jak może, ale w dzielnicy nie ma ładnych rezydencji i porządnych samochodów. Panuje tu swoista równość i trzymanie sztamy. Kiedy przybrany syn Mickeya ginie w niejasnych okolicznościach Mickey musi wypełnić prośbę swojej żony, coraz bardziej komplikując swój marny żywot. Dramat, film obyczajowy i czarna komedia mieszają się w tym filmie tworząc klimat podobny nieco do twórczości braci Coen.

„God’s Pocket” to świetne role trzech aktorów: Hoffmana, Johna Turturro i Richarda Jenkinsa. Głównym bohaterem jest jednak biedna dzielnica robotnicza z jej zapyziałym barem, pijaczkami i żałosnym domem pogrzebowym.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 15 grudnia 2014 w kino 2014

 

Tagi: , , , ,

Star Trek V The Final Frontier

Star Trek VDziesięć lat od zakończenia oryginalnej serii telewizyjnej zgromadzono cały skład statku Enterprise aby nagrać długometrażowy film w wersji kinowej. Zabieg okazał się strzałem w dziesiątkę – zarobił krocie i podtrzymał zainteresowanie sagą. 1979 rok. Pamiętajmy, że w 1977 roku do kin trafiła „Nowa Nadzieja”, pierwsza z części Gwiezdnych Wojen. Autorom cyklu „Star Trek” musiało nie być do śmiechu, a jednak podjęli się ryzyka licząc na wiernych fanów.

Dziesięć lat później powstaje Star Trek V: The Final Frontier. Fani SF dzielą się w owym czasie na zwolenników Gwiezdnych Wojen lub entuzjastów Star Treka. Oszałamiające efekty specjalne George Lucasa całkowicie przyćmiewają paździerzowe dekoracje światów, które odwiedza Enterprise. Nie przeszkadza to kinowym „ultrasom”, których ambicją jest nauka klingońskiego. To dla nich jest kolejna kinowa część.

Załoga Enterprise zażywa zasłużonych wakacji kiedy w doku podwstaje nowa wersja statku o napędzie Warp. Wkrótce zostają wywołani do misji specjalnej – na jednej z planet dochodzi do rewolty. Na jej czele stoi zbuntowany Sybok. Zmusza on załogę Enterprise do podróży w zakazane rejony „Ostatecznej Granicy”, w poszukiwaniu absolutu.

„Piątka” ucieleśnia absolut obciachu filmowego swoich czasów. Scenografie wyglądają jak z dyskontu Bricoman, pulpity są statku rodem z oszałamiających efektów Atari. Nad bronią pracował pijany hydraulik z Polski. Do tego jeszcze pięćdziesięcioletnia Uhura w tańcu erotycznym i gruby Kirk nieudolnie udający wspinaczkę górską.

Równie nędzna jest fabuła: Sybok biorący jeńców (nie wiadomo po co), slapstickowe awarie statku, Klingoni artykuujący z zapamiętaniem Adolfa Hitlera. Kolorowa kompania jak gdyby nigdy nic przekracza granice, których nikt nigdy nie przekroczył aby po kuriozalnej dyskusji z Brodatym wrócić w pełni szczęścia do domu.

Nędza tego filmu jest efektem pracy Williama Shatnera. Filmowy kapitan Kirk najwyraźniej pozazdrościł reżyserii wcześniejszych części swojemu koledze Spockowi. Nie każdy powinien brać się za reżyserię.

Efekt zachwyci wyłącznie entuzjastów cyklu – dla nich ludzkie oblicze biwakującej załogi czy bekający generał klingoński będzie smaczkiem poznanego wcześniej universum Star Trek. Dla przypadkowego widza  „The Final Frontier”  to fatalnie starzejący się film o wyjątkowo durnej fabule i urągającej estetyce samoparodii.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 15 grudnia 2014 w kino 2014, klasyka kina

 

Tagi: ,