RSS

Archiwa tagu: Nowy Jork

Tic Tic Boom

Jeśli w Los Angeles każdy kelner to nieznany jeszcze aktor na progu kariery w Hollywood, to każdy pracownik baru szybkiej obsługi w Nowym Jorku jest potencjalnym intelektualistą. Znaczna ich część stoi w kolejce do sławy przy głównej ulicy teatrów Ameryki – na Broadway’u.

Bohater musicalu „Tick, tick Boom” Tony jest właśnie kimś takim. Wieczorami podaje burgery w knajpie a nocą i o poranku kleci kolejne utwory, które już wkrótce wyniosą go na szczyt.

Tony dobiega trzydziestki, swoje okrągłe urodziny stawiając za deadline startującej kariery. Trudno mu się dziwić, wszakże ma już na koncie kilka udanych występów i parę niezłych kompozycji. Tymczasem czas leci: tick, tick … boom.

Zwykła opowieść o ambitnym artyście za sprawą musicalowej formy i roli Andrew Garfielda staje się opowieścią niezwykłą.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 27 grudnia 2021 w kino 2021

 

Tagi: , , ,

Goodfellas

Ekranizacja powieści „Wiseguy” Nicholasa Pileggi to jedno z tych dzieł kina, które całkowicie przyćmiły literacki pierwowzór. Autentyczna postać Henry’ego Hilla na zawsze już kojarzyć się będzie z twarzą młodego Raya Liotty. Plus niezawodny De Niro i oskar za rolę drugoplanową dla Joego Pesci.

Klasyk nad klasyki.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 28 sierpnia 2019 w kino 2019, klasyka kina

 

Tagi: , , , ,

Czarna ręka – Stephan Talty

W pierwszych latach XX wieku Nowy Jork zalewa fala zbrodni. To wynik lawinowo rosnącej liczby emigrantów z Europy, ciurkiem wlewających się do Ameryki przez Ellis Island. Wśród tysięcy biedaków ciągnących do nowej ziemi obiecanej jest niemało uciekających przed rodzimą jurysdykcją złoczyńców. Elitą w tej grupie są synowie włoskiego Mezzogiorno, z twardymi synami Sycylii na czele. Przybywają do Nowego Świata z jedynym fachem w ręce – mistrzostwem w szantażach i wymuszeń pod groźbą śmierci.

Nad pękającą w szwach włoską dzielnicą  na dolnym Manhattanie próbuje bezskutecznie zapanować garstka policjantów. Większość z nich to synowie Irlandii. Przybysze z Italii to dla nich banda odrażających, brudnych dzikusów. Trudnych do rozróżnienia, ciemnoskórych (!) prostaków. Zrozpaczony niemocą służb, burmistrz Nowego Jorku zatrudnia pierwszego w historii Włocha w szeregach policji. Pełen ambicji Joseph Petrosino staje oko w oko z „Mano Nero”.

Stephan Talty odkrywa przed czytelnikiem nieznane karty amerykańskiej historii. Barwna opowieść o emigrantach i zalewie zbrodni na pierwszym planie utrzymuje dzielnego Petrosino – Włocha, który poświęcił życie dla dobra ogółu. Pierwszego mieszkańca włoskiej dzielnicy, który odważył się przeciwstawić rosnącej zorganizowanej przestępczości, protoplasty amerykańsko-włoskiej mafii.

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 31 marca 2019 w literatura 2018

 

Tagi: , , , , ,

Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero – Magdalena Rittenhouse

 

Wczoraj dotarł tu statek Wapen van Amsterdam, który z Nowego Amsterdamu wypłynął na wody rzeki Mauritius 23 września. Donoszą, że naszym ludziom powodzi się dobrze i że żyją w pokoju. Zakupili od Indian wyspę Manhattes za równowartość sześćdziesięciu guldenów.

***

W roku 1853 na wielkiej światowej wystawie przemysłu w nowojorskim Crystal Palace Elisha Otis zaprezentował wynalazek, który miał się przyczynić do architektonicznej rewolucji: windę. Firma Otis chwali się dziś, że produkuje najpopularniejszy na świecie środek transportu – średnio w ciągu dziewięciu dni jej windami przejeżdża cała planeta: ponad sześć miliardów ludzi.

Winda Otisa to lejtmotyw Manhattanu – napisze sto lat później Rem Koolhaas w słynnym manifeście urbanistycznym Delirious New York.

 ***

„I nagle zrozumiałem – wszystko stało się jasne: to był nadrzędny problem tego miasta, jego puszka Pandory. Pełen chełpliwej dumy nowojorczyk wspiął się tu, by ku swemu przerażeniu zdać sobie sprawę z czegoś, czego nigdy przedtem nie podejrzewał: że wbrew jego wyobrażeniom miasto to nie jest niekończącym się ciągiem kanionów, lecz że posiada granice. Koniec końców nie jest jednak wszechświatem, nadprzyrodzonym bytem, ale śmiertelnym miastem”79. Fitzgerald

O wieżowcach, które stanęły na indiańskim trakcie przez kamienną wyspę. O dystrykcie mody, w którym projekty praży się w mikrofali. O założycielu legendarnej gazety „New Yorker” i budowniczych Brooklyn Bridge. O Holendrach, którzy bez wystrzału oddali wyspę księciu Yorku. O rytmie ulicy, zdumiewającej przemianie Broadway-u i największej bibliotece świata. Magdalena Rittenhouse podjęła się próby opisania zjawiska „Big Apple” – próby karkołomnej, bo mierzącej się z gigantem.

Zestaw opowieści o Nowym Jorku są jak samo miasto – skrajnie różnorodne. I podobnie jak najznamienitszą metropolię świata można pokochać za wielobarwność kulturową lub znienawidzić za chaos.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 15 września 2017 w literatura 2017

 

Tagi: , , ,

The Walk

The WalkHistoria Philippe Petita w sosie słodko – kwaśnym. „The Walk” może zauroczyć dwoma punktami. Pierwszy to wizualizacje World Trade Center. Drugi to gra Gordona – Levitta.

Już sam w sobie WTC jest celebrytą, którego pojawianie się w filmach (niezależnie czy tych sprzed 9/11 czy późniejszych) wzbudza emocje. W filmie Roberta Zemeckisa WTC jest namacalny i realny, co pozwala widzowi raz jeszcze niemalże dotknąć elewacji kolosa własną ręką.

Punkt drugi – Joseph Gordon – Levitt – to z pewnością mocna strona filmu, bo aktor wkłada całą swoją duszę w próbę odegrania francuskiego linoskoczka (linołaza?). Problem w tym, że to „próba” zdecydowanie nietrafiona artystycznie.

Tworząc swój film Robert Zemeckis odpłynął w poezję, fakty pozostawiając na poziomie ground zero. Jego bohater to marzyciel i pozytywny szaleniec. Brzmi trochę jak opis Forresta Gumpa, ale „The Walk” daleko do flagowca tego reżysera. Poczciwy imbecyl miał w sobie coś, czego zarozumiały Francuz nie jest w stanie wykrzesać – sympatii widza.

Być może miłość Amerykanów do wszystkiego co francuskie to rodzaj klapek na oczy. Najwyraźniej udzieliło się i nobilitowanemu reżyserowi, który mimowolnie sprowadził rolę linoskoczka do pastiszu francuskiego cyrkowca z przeraźliwym akcentem. Nieznośna jest też „stylówa” Bena Kingsleya („Papa Rudy”) prezentującego się niczym londyński Cygan z filmów Guya Ritchie.

Proces przygotowywania się Philippe Petita do szalonego wyczynu, planowanie, rozciąganie lin oraz samo niepozbawione dramatyzmu przejście 400 m nad ziemią stanowi doskonały fundament dla dramatycznej historii. „The Walk” z jego manierą fRRRancuskiego gadania, blurowanych ujęć z Paryża i w sumie drażniącego ucho i oko głównego bohatera nieco zaprzepaścił szansę na udany film.

Zdecydownie lepszym pomysłem na podziwianie wyczynu Petita jest dokument Jamesa Marsha z 2008 roku „Człowiek na linie”.

 

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 26 Maj 2016 w kino 2016

 

Tagi: , , , ,

Dziesiąta Aleja – Mario Puzo

Puzo Dziesiata AlejaSentymentalna powieść Mario Puzo, mistrza historii o włoskich emigrantach w Ameryce. Zanim powstały nowele o rodzinie Corleone, światło ujrzała opowieść o rodzinie Angeluzzi-Corbos.

W polskim przekładzie tytuł „Dziesiąta Aleja” wynosi Nowy Jork do rangi podmiotu książki. Oryginał trafniej oddaje treść – „The Fortunate Piligrim” to apoteoza trudnego, ale dobrego w gruncie rzeczy życia włoskiej dziewczyny w Ameryce.

Saga rodu Angeluzzi podobnie jak „Vita” Mazucco rzuca czytelnika w środek małej Italii na Ziemi Obiecanej. W obskurnych czynszówkach i na ulicach przed nimi buzuje życie wielodzietnych rodzin. Głową klanu Angeluzzich jest Lucia Santa. Jej szóstka dzieci przysparza wciąż nowych problemów. Jej dwaj mężowie szybko znikają – pierwszy ginie przy rozładunku w porcie, drugi pogrąża się w chorobie psychicznej. Pozbawiona męskiego wsparcia kobieta staje się il Capo della famiglia. Tłem opowieści jest Nowy Jork w latach wielkiego kryzysu – zdecydowanie trudne miejsce dla pierwszego pokolenia włoskich emigrantów. Ale Nowy Jork początków wieku to także miejsce magiczne, pełne zadziwiających kontrastów technicznych, architektonicznych i społecznych.

Kobieta wychowana w starej Ojczyźnie zmaga się z codziennością, której problemami są nie tylko pieniądze, ale też wybuchowe charaktery członków rodziny. Opierając się na tradycyjnym, włoskim systemie wartości Lucia Santa próbuje chronić rodzinę przed ciemną stroną Ameryki. Nie jest w stanie wygrać  tylko z jednym przeciwnikiem – z amerykańskim systemem wartości. Ten podstępnie wkrada się w ich życie, cementując związki z nowym światem.

Autor uznał „The Fortunate Piligrim” za swoje najdojrzalsze, najbardziej poetyckie i najdoskonalsze dzieło. Pod koniec życia ubolewał nawet, że światowy rozgłos zdobyła fikcja o włoskich mobsterach a nie porządnej rodzinie. Puzo w gruncie rzeczy napisał powieść autobiograficzną – sam mieszkał w Hell’s Kitchen, a Lucia Santa nosi wiele cech jego matki. Wspominając matkę autor przyznał, że wszystkie jej włoskie cechy charakteru stały się archetypem cech Vito Corleone. Ku rozpaczy pisarza „The Fortunate Piligrim” nigdy nie zyskało należnych mu laurów, ale pokryte patyną czyta się wciąż doskonale.

 
1 Komentarz

Opublikował/a w dniu 10 września 2015 w literatura 2015

 

Tagi: , , , , , ,

The Angriest Man in Brooklyn

Angriest Man in BrooklynHenry Altmann (Robin Williams) zalicza kolejnego porannego „wkurwa” w potyczce z uzbeckim taryfiarzem i milionie innych drobnych powodów. Swoją złość wyładowuje na nie mniej zirytowanej pani doktor (Mila Kunis). Ta w złośliwym akcie obrony nieco przesadza z diagnozą stanu zdrowia Henrego. Ziejący ogniem, wiecznie niezadowolony prawnik biega po Brooklynie trafiając odłamkowymi we wszystkich członków rodziny.

Trudno się ogląda ten film. Z założenia komedia, która przez łzy i śmiech ma uczyć pokory w życiu ma swój ciężki wydźwięk wypisany na twarzy Robina Williamsa. Gdyby żył, uznalibyśmy tą rolę za kolejny udany występ genialnego komika. Niestety tragiczna śmierć Robina Williamsa każe widzowi odczytywać na twarzy aktora emocje autentyczne bardziej niż potrzeba scenariusza.

Znamienity pozostaje moment, w którym Henry Altmann rozprawia o sensie nagrobków. Pada tam data „2014”. Uff…

„The Angriest Man in Brooklyn” to w zasadzie ostatni film Williamsa.

 
1 Komentarz

Opublikował/a w dniu 13 lipca 2015 w kino 2015

 

Tagi: , , , ,

The Knick

The_Knick„Modern Medicine had to start somewhere”

Doskonały serial, który zachwyci nielicznych, za to zmęczy wielbicieli „Na Wspólnej” już w pierwszej scenie. Trudno było spodziewać się po Stevenie Sonderberghu kolejnego dzieła w rodzaju „Miami Vice”.

„The Knick” opowiada o pionierskich czasach nowoczesnej medycyny, która gdzieś musiała się zacząć. Zaczęła się więc na początku XX wieku, w czasach które przyniosły ludzkości nienotowany wcześniej postęp we wszystkich dziedzinach. Ale także w czasach sprzed penicyliny i czasach powszechnych znieczuleń kokainą. Granica pomiędzy barbarzyństwem a leczeniem przebiegała przez stół operacyjny szpitala Knickerbocker.

„Nurses aren’t what they used to be”

Twórcy serialu utrzymują, że wszystkie operacje pokazywane z detalami rzeczywiście się odbyły, wszystkie cięcia i tkanki były autentyczne. Nawet jeśli to blef, operacje pokazywane w serialu jeszcze nigdy nie były tak filmowane. „The Knick” robi duże wrażenie scenami na sali chirurgicznej. Wrażliwcy muszą zamykać oczy. W czasach TVN-owskich popisów doktora Szczyta jesteśmy wprawdzie przyzwyczajeni do fokusowania pracy skalpelem, ale dotychczas drastyczne scenki z bebechów pacjenta były litościwe blurowane w postprodukcji.

Fascynujące są same zabiegi, ale nie mniej i metody (audytorium!) jakimi operacje są przeprowadzane. Maszyna do pompowania krwi i nieporadne sposoby zachowania higieny to mały przykład. „The Knicks” to jednakże nie tylko sala operacyjna.

„Calling 9-1-1 isn’t what it used to be”

Steven Sonderbergh prowadzi widza przez meandry życia w Nowym Jorku początku XX wieku i jest to wycieczka niezwykła. Konne karetki wyposażone w kije baseballowe (do ochrony cennego towaru jakim jest pacjent), deficyt i spekulacje ciałami do badań, niemożność porozumienia się pośród tysięcy emigrantów z każdego zakątka świata.

Patient rights aren’t what they used to be”

Powszechna znieczulica społeczna i rasizm miesza się tu z angielskimi manierami. Dbałość o zdrowie ze średniowieczną ignorancją nieznanych jeszcze powszechnie podstaw higieny. Z jednej strony lekarze z zacięciem naukowców, z drugiej szarlatani leczący choroby psychiczne usunięciem wszystkich zębów.

„Surgeons aren’t that they used to be”

O klasie serialu decyduje nie tylko perfekcyjna scenografia i doskonały scenariusz. To także aktorzy – w tym przypadku wszyscy dobrze wpisujący się w role. Clive Owen (Dr John W. Thackery) całkowicie kradnie widzowi serce. Równie cierpki i wyniosły co jego sto lat młodszy kolega Dr. House, Thackery jest do bólu irytujący i antypatyczny. Mimo to hipnotyzuje od pierwszych do ostatnich scen.

Postać „Thucka” oparta jest zresztą na autentycznym lekarzu – Williamie Stewardzie Halstedzie. Halsted był pionierem nowoczesnej chirurgii i niezwykle barwną postacią. Jego epokowe odkrycia i pionierskie metody chirurgiczne dadzą twórcom serialu materiał na kolejne sezony. O tym, że będzie się działo utwierdza buteleczka z ostatniej sceny pierwszej serii – nowy fenomenalny lek niemieckiej wytwórni Bayer…

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 19 czerwca 2015 w seriale

 

Tagi: , , ,

Meszuge – Isaac Bashevis Singer

MeszugePrzedostatnia w dorobku noblisty, pośmiertnie wydana powieść o losach emigrantów żydowskiego pochodzenia w Nowym Jorku lat pięćdziesiątych.

Aron Greidinger, główny bohater powieści jest pisarzem tworzącym opowiadania w odcinkach. Szalenie popularny w kręgach żydowskich emigrantów w Ameryce, Europie i Izraelu opisuje pełne sentymentu zdarzenia sprzed epoki holocaustu – głównie dotyczące obyczajów przedwojennej warszawskiej diaspory. W dużej mierze alter-ego samego autora.

Max Aberdam jest hipnotyzującym kobiety starcem. Również jego korzenie sięgają Polski, gdzie stracił całą rodzinę. Max żyje w niemalże bigamicznym związku – pomiędzy żoną Prywą a jawną kochanką Miriam. Ma przemożny wpływ na otoczenie.

Miriam. Młoda dziewczyna, która zamyka trójkąt – czy może wielokąt – związków. Przeżyła likwidację Getta i Powstanie Warszawskie. W kolejnych plotkach szeptanych przez nowojorską socjetę odkrywa się jej prawdziwa historia, skomplikowana i tragiczna.

Postaci łączy nie tylko polsko-żydowskie pochodzenie, Nowy Jork i Warszawa. Siatka zależności i podobieństw jest dużo subtelniejsza. To przede wszystkim ciężar holocaustu, wyobcowanie w nowej ojczyźnie, niepewność jutra. A także – momentami dziwna – miłość.

Meszuge (jidysz: Meshugah) to określenie kogoś szalonego, zwariowanego, pomylonego, obłąkanego. Kto zatem jest szalony w tej powieści? Każdy po trochu. A przede wszystkim czasy. „Meszuge” to dojrzała powieść Singera, chochlami czerpiąca z doświadczenia autora i wypełniona dylematami człowieka, na którego oczach ogromna społeczność zniknęła z powierzchni Ziemi, przekształcając się w nowe emigracyjne środowiska. W swojej podstawowej treści zaś to opowieść o ludziach, których obciążenie historią doprowadziło do utraty wiary. I którzy żyją dalej pomimo skomplikowanych relacji i rozrywających ich wewnętrznych uczuć.

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 17 Maj 2015 w literatura 2015

 

Tagi: , , , , ,

The Birdman

birdman-poster1Niezwykle klimatyczna opowieść o zapomnianym i popadającym w twórczy niebyt aktorze. Riggan Thomson zagrał w hollywoodzkim blockbusterze superbohatera. Po trzech kasowych hitach aktor ambitnie odmówił kolejnej części … i przestał się liczyć. Chcąc udowodnić swój talent wystawia sztukę w centrum teatralnym świata – na Broadway’u. Problem w tym, że znalazł się także w centrum obłudy. W gruncie rzeczy otaczająca go rzeczywistość z niecierpliwością oczekuje spektakularnej klapy.

Brzmi znajomo? Oczywiście. To scenariusz znany z życiorysów wielu gwiazd kina. W czasach kolejnych ekranizacji komiksowych superhitów „Birdman” śmiało mógłby pojawić się pośród „Avengersów”. Obsadzenie Michaela Keatona było więc fantastycznym pomysłem. Keaton jest jak wzorzec z Sevres zwiędłych bohaterów – po dwóch doskonałych „Batmanach” (1989 i 1992) nie zagrał w zasadzie żadnej znaczącej roli. Podstarzały, z treską na głowie i maszerujący w bawełnianych gaciach po Time Square każdą swoją komórką podkreśla absurd swojego położenia. Ten skapcaniały, człapiący dziad miałby być superbohaterem? To niedorzeczne.

Alejandro Gonzalez Innaritu stworzył dzieło doskonałe, wywołujące opad szczęki. Pierwszy cios to obsada. Niesamowity Michael Keaton, na którego spadł już (i to zapewne nie koniec) deszcz nagród, niepokojący Ed Norton i równie pełne role żeńskie – neurotyczna Emma Stone w roli popalającej trawkę córki Birdmana oraz Naomi Watts w histerycznej wiwisekcji niespełnionej aktorki.

Drugi cios to warsztat. Film jest zmontowany jednym pociągnięciem kamery. Ten zabieg plus ciasne wnętrza broadway-owych zakamarków i nowojorskich ulic tworzy niesamowitą przestrzeń tej historii. Teatralny ale w bardzo nowoczesny sposób.

Trzeci cios kończy i kładzie na deski. To klimat wyczarowany przez dwa powyższe. Podreślony muzyką, której długo nie można zapomnieć.

Murowany kandydat na kilka Oscarów. Ich brak byłby dużym nietaktem ze strony Akademii.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 27 stycznia 2015 w kino 2015

 

Tagi: , , , , ,