RSS

Archiwa tagu: historia Polski

Warszawa 1944. Tragiczne Powstanie – Alexandra Richie

Teza na okładce i dowód w postaci kolejnego grubego dzieła o Powstaniu. Alexandra Richie patrzy na historię oczami tych, którzy nie decydowali ale ponieśli największą cenę za bunt przeciw III Rzeszy. Tu nie ma miejsca na tłumaczenia romantycznego zrywu czy pobudek politycznych. Jest krew i łzy, nieskończony potok łez. I stosy ciał niemieszczących się na podwórkach i rozkopanych skwerach.

Nie ma to być całościowa historia Powstania Warszawskiego. Zasadnicze stawiane powszechnie pytania brzmią: dlaczego w końcu lipca 1944 roku, gdy Niemcy niemal zupełnie opuścili miasto, nagle zdecydowali się do niego wrócić i dlaczego po wybuchu powstania zwalczali je z taką zawziętością? Nie jest to książka o tym, co „powinno” było się stać lub co „mogło” się stać albo co Stalin i zachodni alianci „mogli” zrobić – to historia o tym, co w rzeczywistości wydarzyło się latem 1944 roku, szczególnie o stosunkach między Niemcami i Polakami.

***

Dowódca Warszawskiego Okręgu AK, pułkownik „Monter”, przybył na spotkanie 31 lipca 1944 roku o godz. 17.00 z mylną informacją, że Sowieci „są na Pradze”, i twierdził, że odkładanie wybuchu powstania będzie katastrofą. Generał „Bór” – który pod wieloma względami nie pasował do roli, jaką wyznaczyła mu historia – nie czekał na weryfikację meldunku, tylko wydał rozkaz do rozpoczęcia walk. Ani „Bór”, ani „Monter” nie rozumieli, jakie znaczenie ma kontrofensywa Modela. Ze względu na nią Armia Czerwona nie mogła zająć Warszawy w pierwszym tygodniu sierpnia, ale Polacy o tym nie wiedzieli. Rozpoczęto mobilizację do powstania. Wybuchło ono 1 sierpnia o godzinie 17.00 i miało przynieść całkowite zniszczenie miasta.

***

Gunnar Paulsson pisał: „W czasie II wojny światowej w Warszawie zginęło 98% żydowskiej ludności, zginęła też jedna czwarta ludności polskiej: w sumie ok. 720 000 istnień ludzkich… Być może w całych dziejach ludzkości nie było większej rzezi dokonanej na pojedynczym mieście”

***
Po wybuchu Powstania Warszawskiego Guderian poprosił, by miasto oddać w jurysdykcję 9. armii, ale do tego samego dążył Himmler. Hitler uległ żądaniom Reichsführera SS. Guderian zanotował: „Himmler zwyciężył”. Powstanie było tłumione nie przez regularne oddziały, ale przez doskonalących swoje umiejętności na polach śmierci Białorusi osławionych zbirów z SS: Ericha von dem Bacha-Zelewskiego, Oskara Dirlewangera, Bronisława Kamińskiego i członków Einsatzgruppe B, bezceremonialnie zabranych z ich wygodnych siedzib na wschodzie. Wskutek tej decyzji stłumienie Powstania Warszawskiego stało się jedyną niemiecką lądową operacją bojową przeprowadzoną niemal całkowicie przez SS.

***

Ponad siedemdziesiąt lat od wybuchu Powstania, pierwszego sierpnia każdego roku na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich pojawia się tłum patriotów z racami i biało-czerwonymi sztandarami. Polska czci 30 tysięcy walczących bohaterów, kombatanci dostają odznaczenia. O 200 tysiącach wymordowanych Warszawiaków wspomina się trochę rzadziej.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 21 grudnia 2022 w literatura 2022

 

Tagi: , , , ,

Greenpoint – Ewa Winnicka

Niepohamowana ludzka fala sprawia, że w 1892 roku Stany Zjednoczone otwierają stację na Ellis Island (która w emigranckich listach z Polski wciąż jest nazywana „Kaselgardą” albo „Kesosgordą”). Ma ona większą przepustowość, wyposażona jest także w poczekalnię, gabinety lekarskie, a nawet biura organizacji społecznych, które informują przybyłych o kolejnych krokach na nowej ziemi. W bramie do raju odbywa się selekcja. Z roku na rok przybywa restrykcji. Najpierw wystarczy mieć ze sobą dziesięć dolarów, potem trzeba już dwadzieścia. Nie można być niezamężną kobietą. Nie można być zaangażowanym anarchistą. Zapis, że trzeba umieć czytać, nie zostaje przegłosowany. Odsyła się wszystkich podejrzanych o choroby zakaźne i psychiczne, tych, którzy mogliby się stać ciężarem publicznym, także poligamistów i osoby nielojalne względem rodziny.

Między 1891 a 1900 rokiem przybyło do USA około dwustu siedemdziesięciu tysięcy Polaków. Drugie tyle w latach 1901–1904. W dekadzie poprzedzającej pierwszą wojnę światową – ponad milion.

Między 1870 a 1910 rokiem do Stanów Zjednoczonych wjeżdża trzydzieści milionów osób. Dwie trzecie z nich to przybysze z Europy Środkowo-Wschodniej i Południowej.

By trafić na właściwy statek w Bremie czy Hamburgu, ulotki odpowiedniej kompanii okrętowej zatyka się za czapkę – to sygnał dla jej agentów. Na zaokrętowanie czeka się kilka dni. Podróż trwa mniej więcej dwa tygodnie i odbywa się ją pod pokładem, w zbiorowych, sześćdziesięcioosobowych kajutach. Nie wszyscy dożywają. Kolejnym etapem są właściwe bramy raju – Castle Garden.

Dla większości polskich emigrantów Greenpoint był pierwszym, a w wielu przypadkach jedynym miejscem, do którego trafiali po selekcji na Ellis Island. Nic dziwnego, że ten skrawek Brooklynu wciśnięty w meandry starej rzeki Newton Creek zostało szybko ochrzczone mianem „Little Poland”.

Kolejne pokolenia uciekinierów z Polski utykało na zawsze w miejscu zawieszonym pomiędzy Ameryką a rodzinną wsią. Fale emigracji sprzed pierwszej i po drugiej wonie światowej wytworzyły swój własny świat. Kolejne pokolenia zasilały szeregi polskiej społeczności Greenpointu tworząc niepowtarzalny klimat.

Blisko Pomostu był słynny sklep z materacami dla Polaków, którzy pod koniec lat osiemdziesiątych zaczęli falami przyjeżdżać na Greenpoint. Te materace zbierano z wystawek, na szybko odnawiano i wypychano. Szefem był Luis, Kolumbijczyk, a jego pracownikiem Juan, nazywany Jasiem. Nauczyliśmy go pytać klientów po polsku: „Materacyk gwarantowany czy zasikany?”.

Chłopcy azbestowcy ćwierć wypłaty zostawiali w lakierni i ćwierć u nas. Poza pracą i relaksem w piątek nic ich nie interesowało, nic. Kochamy ich, ale byli zupełnie bezradni poza szlakiem: subway, azbest, lakiernia i my. Jak z dowcipu: „Czy pan zna angielski? Osobiście nie, ale słyszałem dużo dobrego”.

Opowieść Ewy Winnickiej o największej polskiej kolonii zamorskiej 😉 toczy się dwoma torami. Jedna to opowieść o miejscu, podróż przez czas. Druga to autentyczne wypowiedzi autochtonów, którzy wpadli na krótkie „saksy” a zostali na całe życie.

Najgorszy z nich to był Jacek Kaczmarski. Ja jego piosenki uwielbiałem, ale człowiek był z niego wredny. Wredny, nieodpowiedzialny pijak. Jak go nie znasz, myślisz, że do rany przyłóż. Ale myśmy z nim mieszkali i obwoziliśmy go po Stanach i Kanadzie. Załatwialiśmy mieszkania w domach, bo ludzie chcieli dotknąć sławnego człowieka. Co on wyprawiał, to gospodarze płakali, żeby im go z domu zabrać. Ilu ludziom żony przeleciał po pijaku, to tylko on wie. Jedyny artysta na poziomie to był Andrzej Zaorski.

Bardzo brudno. Wie pani o tym? Polacy wyczyścili Amerykę z kakroczy, ze szczurów, myszy, z pluskiew, z wszystkiego. To Polacy dbali o czystość, kupowali boraksy, płacili za eksterminatorów. Na przykład właścicielka domu, w którym mieszkam, Amerykanka, nie chce wziąć eksterminatora.

Wydany z cyklu „serii amerykańskiej” „Greenpoint” to lektura, która otwiera oczy ukazując to, czego na próżno szukać w polskich legendach o wspaniałej Ameryce. To także perfekcyjna odpowiedź na pytanie skąd wzięły się „polish jokes”.

 

 

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 16 listopada 2022 w literatura 2022

 

Tagi: , , , , ,

Chamstwo – Kacper Pobłocki

„wybitnie złe zachowanie, cechy właściwe chamowi; grubiaństwo, prostactwo, obelżywość”
– to słownikowa definicja chamstwa. Jest też i drugie wyjaśnienie:  „dawniej: pogardliwie o chłopach”.

Oba z definicji słuszne znaczenia są od wieków nierozerwalne – chamstwo to chłopstwo, cham to człowiek bez obycia i kultury.

Polska historia obrosła mitami. Tym najpowszechniejszym w narodzie jest przekonanie o wyjątkowości poparte legendarnymi „Sarmatami” i błękitną krwią płynącą w polskich żyłach.

Prawda jest okrutna i bezwzględna – większość z nas to chamy. Potomkowie chłopów pańszczyźnianych, przez wieki niewolonych i sprowadzonych do roli dwunożnego inwentarza. Nawet nie bydła, bo bydło jako rzecz cenna było traktowane z szacunkiem.

Kacper Pobłocki dokonał skrupulatnej analizy polskiego „chamstwa”. Każdy rozdział jest jak potężny cios w chamską szczękę. Bo chamom nie szczędzono razów „żeby zrozumieli”. Głęboko osadzone relacje społeczne rozlewają się w dół – od „panów” na rządców, z tych z kolei na pomniejszych ekonomów, wójtów i pańszczyźnianych chłopów. Niżej jest grupa, którą nawet prosty chłop gardzi i pomiata – chłopka.

Porażający obraz polskiego społeczeństwa odartego z mitów i legend. Ciężka gatunkowa lektura powinna przynajmniej we fragmentach stać się kanonem literatury. Ku „odkrzepieniu” serc.

 

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 28 Maj 2022 w literatura 2022

 

Tagi: , ,

Gierek

Historia politycznej kariery I Sekretarza PZPR Edwarda Gierka, polskiego „genseka” dekady 1970 – 1980. Jeśli zamiarem twórców było przywrócenie dobrego imienia Edka, to wybitnie niezamierzony sposób wyszło na opak.

„Gierek” to film hagiograficzny, który bezkrytycznie relawityzuje lata siedemdziesiąte i okresy rządów duetu Gierek – Jaroszewicz. Fabuła poprzetykana nieumyślnie komediowymi scenkami i podbita wyjątkowo nietrafioną obsadą od początku wprawia w konfuzję. Nie wiadomo czy to dramat (patetyczna, nachalna muzyka, dramatyczna scena otwarcia z dnia stanu wojennego) czy komedia (Breżniew jako miszka – faraon, jebnięty generał KGB grający w bierki, podrygujący z emocji i rozwalający radio Jaruzel).

Postać Jaruzelskiego sama w sobie zasługuje na dodatkowy opis. Nie mogę zrozumieć powodów, dla których niektóre postaci historyczne zostały pro-forma zakamuflowane zmyślonymi nazwiskami. Charakterystyczny wizualnie i niezaprzeczalny historycznie generał został w filmie przemianowany na Roztockiego. Grający go Antoni Pawlicki to największy fuck-up obsady. 100 punktów mocy za beznadziejną charakteryzację i nieumiejętność zagrania postaci.

Pawlicki zasłużenie wygrywa w kategorii aktora paździerza, ale o pudło dzielnie walczą mocni przeciwnicy. To przede wszystkim Cezary Żak (Breżniew) – typ jak znalazł z niedoścignionej komedii „Śmierć Stalina” i Krzysztof Tyniec w roli krwiożerczego szefa KGB. Tyniec z głosem disneyowskiego Pumby i grą w bierki w pełni potwierdza wybitne antytalencie autora obsady filmu.

Jest wreszcie Kożuchowska imitująca Stasię Gierek ale żywcem przeniesiona z „Rodzinki Pe EL”.

Nad filmem można pastwić się bez końca: debilny zgryz Zakościelnego, makiaweliczni (sic!) bankierzy ze zgniłego Zachodu, imitacja Ameryki, I sekretarz latający do Moskwy rozklekotanym „kukuruźnikiem”.

Smutne to. Łopatologiczny wykład z historii w zamysłach twórców miał podnieść rangę oczernianego latami Gierka do roli polskiego zbawiciela, który zastał Polskę w ruinie a zostawił potęgę światową. Nawet jeśli część filmowych teorii jest prawdziwa albo przynajmniej ciekawa, to ogólna nieudolność całkowicie to torpeduje. Przykładem jest postać grana przez Zakościelnego – nieznany i ciekawy wątek polskiego naukowca z WAT-u i koncepcja uzbrojenia Polski w broń atomową przyćmiewa … wypchany watą pysk pięknisia z komedii romantycznych.

„Gierek” to produkcja tak zła, że panu Michałowi Węgrzynowi powinno się zabronić dotykania kamery. Może niech raczej dokumentuje przygody Rutkowskiego. Najlepiej telefonem.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 10 kwietnia 2022 w kino 2022, Nie do obejrzenia 2022

 

Tagi: , , ,

Ziemia obiecana – Władysław Reymont

Łódź żyła teraz szalonym życiem, tętniała gorączką rozrostu, budowała się z pośpiechem, zdumiewała nieustającą potęgą, nagromadzeniem sił, wylewających się niepowstrzymanym potokiem, aż w pola, bo tam gdzie przed kilku laty jeszcze rosły zboża i pasły się krowy zaczynały wyrastać całe ulice nowych domów, fabryk, interesów, nowych szachrajstw i wyzysków. Miasto było podobne do potężnego wiru, w którym kotłowali ludzie, fabryki, materiały i namiętności, miliony i nędza, rozpusta i głód wieczny, a wszystko to wirowało z szalonym pośpiechem, z rykiem maszyn, pożądań, głodu, nienawiści; z rykiem walki wszystkich przeciwko wszystkim i wszystkiemu. Wszystko pchało się z siłą rozpętanego żywiołu, naprzód, po trupach fabryk i ludzi — byle zdążyć prędzej do milionów, których źródła zdawały się wytryskiwać z każdego cala tej „ziemi obiecanej”. Kurowski szedł pełną parą do majątku; Maks Baum et Stach Wilczek, byli już firmą mocną i jeszcze mocniej podrywającą swoimi tandetnymi chustkami firmę Grünszpan, Welt et Grosman. Moryc Welt, jeden z firmowych, jeździł tylko powozem i już nie poznawał na ulicy ludzi, mających mniej niż pół miliona.

Klasyczna powieść polskiego noblisty o polskim przemysłowym Eldorado. Przemysłowcem mógł zostać tu każdy – od potomka niemieckich baronów po sprytnego Żyda handlującego szmatami.

Trzej zdolni, ale pozbawieni stosownego kapitału młodzi ludzie rzucają się na głęboką wodę. Polak, Niemiec i Żyd tworzą spółkę wykorzystując nadarzającą się okazję do pomnożenia majątku i otwarcia wymarzonej fabryki.

Zakładamy fabrykę. — Tak, ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic — zaśmiał się głośno. — To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę.

Bohaterem nie mniej ważnym niż Borowiecki, Welt i Baum jest Łódź. Miasto buzujące tysiącem miazmatów, hukiem maszyn, gwizdami syren. Mieniące się czerwieniom pożarów. Miasto drapieżne, pożerające bez opamiętania zarówno prostych robotników jak i wielkich fabrykantów. Tych pierwszych zabijają maszyny czekające na najmniejszy błąd zmęczonych robotników przy taśmie. Tych drugich niszczy nieustanna pogoń za pieniądzem.

Jego dwudziestu milionom składały hołd i czołobitność nędzne pojedyncze miliony i nikczemne setki tysięcy rubli; otaczali go zgodnym harmonijnym kołem Żydzi, Niemcy i Polacy; wobec jego potęgi ciążącej na wszystkich i hipnotyzującej najtrzeźwiejszych, znikały rasowe antagonizmy, konkurencyjne nienawiści, osobiste nieprzyjaźnie — bo wobec tego szczupaka wszyscy czuli się kiełbiami i czekali z niepokojem, rychło zechce ich połknąć, jak określał Dawid Halpern stosunek małych fabrykantów do Szai, ale Szaja był dzisiaj w dobrym humorze, nie chciał rozmawiać o interesach, a zaczął żartować z niektórych.

Kochał tę „ziemię obiecaną” jak kocha zwierzę drapieżne głuche puszcze pełne łupów. Uwielbiał tę „ziemię obiecaną” płynącą złotem i krwią, pożądał jej, pragnął, wyciągał do niej ramiona chciwe i krzyczał głosem zwycięstwa — głosem — głodu — Moja! Moja! I już chwilami czuł, że ją posiadł na zawsze i że nie puści zdobyczy, póki nie wyssie złota wszystkiego.

„Ziemia Obiecana” to fantastyczna podróż w czasie do Łodzi, która w ciągu kilkudziesięciu lat z zabłoconej wsi stała się sercem przemysłowej Polski.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 28 marca 2022 w literatura 2021

 

Tagi: , , ,

Płuczki – Paweł Reszka

„Piach tam był i nieraz, jak się dół wykopało, taki jak do sufitu, to się obsunął. Tak się robi, jak ziemia wcześniej jest ruszona. Obsypuje się, pęka. Trzeba było szybko uciekać. A pod spodem, dwa, nieraz trzy metry niżej, to właśnie był ten żużel. No kości spalone. Szufelką się go wyciągało i przebierało. Żydzi byli bogate.”

***

„To kopanie, to i tak nie pomogło ani nie zaszkodziło temu umarłemu. Nic złego nikt nie robił. To, com znalazł, to by i tak przepadło. Chociaż Żydzi też byli ludźmi. Każdy na drzwiach miał przybite przykazania.”

Polska historia wciąż wstydliwie milczy o przeszłości innej niż ta wykuta w brązie i złocie. Wśród peanów o żołnierzach wyklętych, męstwie i poświęceniu nie brakuje i takich o szlachetności ludu znad Wisły. Opowieści o szmelcownikach, donosicielach i kolaborantach wsadzamy pomiędzy te kilka niechlubnych wyjątków, które nie mogą zasłonić narodowego honoru.

Co zatem zrobić z faktami, które nie mieszczą się w polskiej ikonografii i ukształtowanej przez pół wieku propagandy fałszywej moralności?

Przez czterdzieści lat od wyzwolenia obozów zagłady w Sobiborze i Bełżcu Polacy chodzili „na wykopki”. Pierwsi śmiałkowie pojawili się na obozowych zgliszczach tuż po odejściu niemieckiej administracji. Ostatni przyjeżdżali z dalekich stron jeszcze w latach 80-ych. Szukali tego samego – żydowskiego złota. Wokół procederu wyrosły kolejne pokolenia milczących świadków i eufemizmy leksykalnie banalizujące okradanie grobów. No bo czy można nazwać grobem jakiś „żużel” zalegający dwa metry pod ziemią na leśnej polanie?

Paweł Piotr Reszka dotknął tematu wstydliwego na miarę odsądzonej od czci i wiary publikacji Jana Tomasza Grossa.

„Płuczki” to lektura wstrząsająca. Nie tylko ze względu na ohydny proceder bezczeszczenia ludzkich szczątków ale z powodu stanu świadomości ludzi o głęboko zakorzenionym antysemityzmie.

Człowiek, który kopał na cmentarzu, by obrabować zamordowanych w obozie zagłady, nie grzebał w spalonych zwłokach, on przeszukiwał żużel albo węgiel, nie kawałkował łopatą ciał, tylko ciął rąbankę. Ten język chronił kopaczy przed nimi samymi. Pomagał podtrzymać iluzję, jesteśmy dobrzy, jesteśmy uczciwi, to nic takiego.

***

Żeby tych Żydów Niemiec nie wydusił, toby Polaki nie mieli co robić w Polsce. Byłaby żydownia.

***

Jako łepek słuchałem, jak gospodarze gadali. Żydzi zniszczyliby wszystkich, pieniądze mieli, pożyczki dawali, a jak chłop nie oddawał, zabierali świnię i już. Krew innych im wyszła, spotkała ich kara. Jakby nie było, sprawiedliwość jakaś musi być. Com słyszał, to mówię. Ale według mnie nie powinno być jednak morderstwa żyjących.

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 5 lutego 2021 w literatura 2021

 

Tagi: , , ,

Księgi Jakubowe – Olga Tokarczuk

Najbardziej chyba zdumiewające w „Księgach Jakubowych” jest to, że jest to historia powszechnie nieznana.

Już same personalia Jakuba Józefa von Franka-Dobrzuckiego vel Jakova Josefa ben Juda Lejb Frank imponują złożonością.

Życiorys założyciela sekty frankistów to scenariusz na wielotomowe dzieło lub ciągnący się latami serial historyczny.

Wystarczy nadmienić, że urodził się w żydowskiej rodzinie, był sabataistycznym rabinem, przyjmował Islam i chrzcił się w Kościele Katolickim, żył w wielu miejscach i krajach, umierając jako baron w niemieckim Offenbachu. Uznawał się za mistyka i trzeciego mesjasza i ostatecznego Zbawiciela.

Żył na pograniczu kultur, w wielkim tyglu ówczesnych zawirowań religijnych i narodowych. XVIII wiek był czasem wielkich przetasowań na mapach świata, rozpadających sie i powstających imperiów a sama Polska na oczach Jakuba Franka przeistoczyła się z hegemona Wschodniej Europy w upadające Państwo rozbierane przez sąsiadów.

„Księgi Jakubowe” są podróżą przez czas i przestrzeń w stylu, jakiego jeszcze w polskiej literaturze nie było. Tygiel kulturowy przedstawiony na kartach powieści Tokarczuk sprawia, że dorobek Sienkiewicza można uznać za cykl powieści sensacyjnych zabarwionych nacjonalizmem i rasizmem.

Niestety jest także powieścią ciężką gatunkowo, której fani sienkiewiczowskiej trylogii odrzucą po pierwszych rozdziałach. Skomplikowana narracja przerywana jest tu i ówdzie korespondencją polskiej szlachty i pierwszego polskiego encyklopedysty, proboszcza Chmielowskiego. Pomiędzy nimi swoje trzy groszy wtrącą fragmentaryczne „Resztki” Nachmana Samuela ben Leviego, rabiego z Buska, przyjaciela i czciciela nowego mistyka.

Choć bohaterem jest tu przede wszystkim sam Jakub Lejbowicz „Frank”, wśród osób występujących na kartach nie brakuje postaci historycznych i osobliwości takich jak duch starej Żydówki, jednocześnie zmarłej i pozostającej przy życiu z ledwie tlącą się iskierką ducha w ciele.

Księgi Jakubowe rodziły się siedem lat i zasłużenie przyniosły autorce nagrodę Nike i w dalszej perspektywie literackiego Nobla.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 6 listopada 2020 w literatura 2019

 

Tagi: , , , ,

Wysiedleni. Akcja Wisła 1947 – Krzysztof Ziemiec

28 marca 1947 roku ukraińska sotnia „Chrina” urządziła zasadzkę, w której zginął generał Karol Świerczewski.

28 kwietnia 1947 o świcie rozpoczęto akcję „Wisła”. Akcję, która za śmierć generała wymierzała zbiorową odpowiedzialność lokalnej ludności ukraińskiej. Z okolic południowo-wschodniej Polski wywieziono w ciągu trzech miesięcy około 140 tysięcy ludzi. Śmierć Świerczewskiego była pretekstem, a sama akcja – brutalna i gwałtowna – starannie zaplanowanym oczyszczeniem nowego polskiego pogranicza z elementu podejrzanego.

Krzysztof Ziemiec pieczołowicie zebrał wspomnienia ostatnich żywych światków tamtych lat. Dziś rozrzuceni od Pomorza Zachodniego po Mazury są ostatnim poruszającym świadectwem bogatej kultury Bieszczad – Łemków, Bojków a także prawosławnych Polaków i Ukraińców żyjących przez wieki w symbiozie. Zanim nie dopadła nas zaraza krwawego nacjonalizmu.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 25 grudnia 2019 w literatura 2019

 

Tagi: , , ,

Henryk Walezy – Stanisław Grzybowski

Pierwszy król elekcyjny w Polsce nie budzi sympatii w kraju nad Wisłą.W powszechnej świadomości wsławił się tylko jednym – gdy zorientował się w panującym na miejscu syfie, dał nogę do rodzimej Francji.

Biografia Henryka z Walezjuszy, ostatniego króla Francji z tej dynastii ukazuje tego króla w lepszym świetle. Bo był z Henryka niezły władca i niezgorszy kozak, chociaż w Polsce zazwyczaj gorszył obyczajowością, lenistwem i brakiem zaangażowania w sprawy wewnętrzne.

Jako czwarty syn panującego Henryka II miał niewielkie szanse na tron francuski. Zanim został pierwszym pretendentem miał więc sporo czasu na różnoraką działalność. Zaczął od udziału w wojnach religijnych, wykazując się niezłym talentem militarnym.

Będąc synem Katarzyny Medycejskiej uczestniczył w trwających dekady zapasach polityki wewnętrznej i zagranicznej Walencjuszy z licznymi wrogami wciąż zagrażającymi królewskiej władzy w Paryżu.

Życiorys późniejszego Henryka III obfituje w zdarzenia ciekawe i fakty mało znane ze szkolnych podręczników. Zwycięstwa w bitwach zapomniane zbrukaniem się Nocą Św. Bartłomieja. Panowanie w Polsce przyćmione potajemną nocną ucieczką.

Do końca panowania na francuskim tronie Henryk III Walezy tytułował się Królem Polski i Litwy.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 13 grudnia 2019 w literatura 2019

 

Tagi: , , ,

Piłsudski

Brawurowe akcje terrorystyczne, ucieczka z carskich kazamatów, napad na pociąg. Straszący z okładek podręczników Piłsudski okazuje się prawdziwą kopalnią sensacji i wymarzonym bohaterem filmowym.

Michał Rosa maluje portret Piłsudskiego bez nadmiernych wycieczek w wielką politykę i belferskiego wykładu o początkach Niepodległej. Tym samym wystrzega się zmory trawiącej polskie kino historyczne – zazwyczaj rozwlekłe w wyłuszczaniu skomplikowanych polskich losów w tonie wzniosłym.

Życiorys JP to gotowy scenariusz. Autor łuska z niego co najlepsze kąski. Nie stroni od kontrowersji, po raz pierwszy tak otwarcie przedstawiając na ekranie sceny z marszałkowskiej alkowy. Jest miejsce na romans, namiętność i zdradę, ale jest przede wszystkim opowieść o nietuzinkowej odwadze i godnym podziwu uporze w dążeniu do powstania państwa, o którym zapomnieli już sami Polacy.

„Piłsudski” „daje radę” przede wszystkim dzięki odtwórcy roli głównej. Borys Szyc – nieoczywisty kandydat do tego filmu – okazuje się trafionym kandydatem do roli młodego „Ziuka”.

 

 

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 7 października 2019 w kino 2019

 

Tagi: , ,