Pierwsze sceny nowego sezonu FTWD wnoszą do serialu powiew świeżości.
Po zakończonej z przytupem „Szósteczce” fora fanów ogarnął szok i niedowierzanie. Czy dwa kluczyki i wyrzucona na glebę atomowa łódź podwodna USS Pensylvania zakończą zombie spin off wielkim bum?
Siódmy sezon rozwiewa obawy już w pierwszych scenach postapokaliptycznych krajobrazów w żółci i ochrze. Apokalipsa w apokalipsie to ledwie zaczątek do kolejnego rozdziału, w którym Morgan i jego brygada zmierzy się z kolejnym mistrzem zła. W tej roli tym razem nie kolejny zbrodniarz zwyrodnialec ale znany od początku serii wymuskany elegancik Victor Strand.
Victor, który rozbłysk atomowych głowic podziwiał z okien luksusowego apartamentu zbudował swoje własne królestwo. Odziany w draperie i drogie pierścienie spełnia swój sen o roli totalitarnego watażki rozdającego karty z życiem i śmiercią.
Oglądając „Siódemkę” trudno nie zauważyć scenariuszowych (post – covidowych?) cięć budżetu. Sceny w zaoranym atomówkami krajobrazie ograniczają się do żółtego filtra, rozmycia i kilku krzaków na pustyni. Drażni brak logiki gdy bohaterowie biegają po skażonej radioaktywnym pyłem ziemi w maskach z kawałka szmaty. To co fajnie wygląda w komiksie, zaczyna być męczące w produkcji telewizyjnej.
W finale sezonu producenci, którzy wcześniej zaszokowali publiczność kolejnymi dramatycznymi końcówkami i seryjnym mordowaniem gatunku ludzkiego przygotowali kolejne wow. Ale to nie koniec historii, o czym ze zdziwieniem dowiadujemy się w epizodzie S7E16 „Gone”.