RSS

Archiwa tagu: nazizm

Czarne słońce – Jakub Żulczyk

glany z białymi sznurówami najlepszej brytyjskiej firmy Skullcrusher; czarny flyers, na którego plecach namalowałem białą farbą Czarne Słońce, magiczny znak Himmlera. Damian mówił, że oryginalne Czarne Słońce znajdowało się na podłodze w tajnej sali obrad zamku SS. Wyglądało jak taka kanciasta spirala z kołem środku; podobno chłopy z SS wpatrywały się w to koło całymi godzinami; gdy już się dobrze zahipnotyzowali, przenosili się umysłami do innego wymiaru, żeby tam zjednoczyć się z prastarą Wolą Mocy i rozbrzmiewającymi tam Prawdziwymi Myślami Hitlera.

W Ojczyźnie wrogiem jest każdy odmieniec, każdy obcy. Ogrodzona zasiekami od zepsutej moralnie Europy, rządzona przez generałów w koloratkach i Ojca Premiera Wielka Polska broni się przed hordami uchodźców, moralną demoralizacją demokratów, zboczeniami artystów i chuderlawych literatów.

„Za parę lat w tym kraju nie będzie już żadnej, zbędnej wolności”, powiedział, gładząc palcami pieniądze, jakby się z nimi żegnał. „Nie będzie żadnej Europy. Tego smrodu, zgniłego Bizancjum, kolorów, narkotyków. Niech upadają, niech umierają bez nas. To kwestia paru lat, nawet mniej; wystarczy załatwić formalności, licencje na wiercenia, odpowiednie kontrakty. W dniu, kiedy zaczniemy wydobycie, wzniesiemy piękny mur. To proste. Część tego muru już zbudowaliśmy, na południu.

Zbrojnym ramieniem systemu, jego tajną superbronią jest banda Gruza. „Prawdziwy Faszyzm” umiejętnie zmanipulowany przez młodego polityka Damiana rusza na ekstremalną konkwistę.

Formalnie nazywamy się Prawdziwy Faszyzm. Ale wszyscy mówią na nas Banda Gruza. Banda, która powstała, żeby służyć Sprawie i upamiętnić życie i dzieło Suchego – najlepszego, najprawdziwszego faszysty, jaki kiedykolwiek chodził po tej ziemi.

Banda Gruza dostaje zadanie specjalne – ma dostać się do zakazanej strefy przygranicznej i (uwaga spoiler) wyciągnąć z niej rodzinę uchodźców. Dziecko okazuje się czymś więcej niż „beżowym” oberwańcem, którego Gruz skatowałby bez mrugnięcia okiem gdyby nie wyraźny rozkaz z „samej góry”.

Wymyśliliście sobie bajkę, że umarłem za was z miłości, abyście mogli robić sobie, co wam się podoba, bo i tak wszystko będzie wam przebaczone; wystarczy, że powiecie parę razy moje imię. W ten sposób umyliście ręce od tego, że mnie zabiliście, wiele razy, za każdym razem, gdy się pojawiałem. Teraz już nie przynoszę żadnej miłości, nie daję żadnych przykazań. Ostatnia pieczęć wisi na pojedynczym włosku. Macie przerąbane, wy źli, leniwi idioci. Wypuszcza powietrze. No, wyrzucił coś z siebie, nie ma co. – Zapatrzeni w otchłań własnej dupy – dodaje. Naprawdę polubił to porównanie. – Pięknie, synku. – Matka bije mu brawo. Ja też zaczynam trochę klaskać. Reszta nic nie robi, leży nieruchomo, myślałby kto, że pozdychali, ale słyszę ciche odpryski pracy ich organizmów, przełknięcia śliny, beknięcia, kapanie na popękany asfalt cieknących po ryjach łez. Słyszę naprawdę wszystko. – Pięknie synku, ale mieliśmy zrobić to w trochę większej miejscowości. – Matka podchodzi do niego i rozwiewa jego srebrną postać jak niepotrzebną mgłę albo chmarę komarów. Alfa z powrotem robi się malutki. Teraz jest po prostu zmęczonym dzieciakiem, który całą noc grał w gry i biegał po domu, ćpając słodycze. Matka bierze go na ręce, on opada zaślinioną mordką na jej szyję. – Nie było czasu, mamo

Pisząc „Czarne Słońce” Żulczyk mógł mieć poczucie tworzenia kontrowersyjnej powieści z gatunku dystopijnego S-F. „Czarne Słońce” to dzieło wstrząsające w prezentowanych treściach, pełne przemocy i wulgarności, łączące w jedno skrajny nacjonalizm, dewocję, brudną politykę, rasizm, szowinizm i seksizm. A jakby tego było mało, grubo okraszając całość holocaustem.

Ale pisząc „Czarne Słońce” Żulczyk nie mógł w najśmielszych snach wyśnić, że sceny jego książki staną się rzeczywistością na polskiej granicy w 2021 roku *

On bije, a my musimy iść do przodu. Ciała mają twarze jak na starych obrazach. Chciałbyś wiedzieć, że jest coś poza tym. Ale w tym, co dzieje się tutaj, nie ma żadnych śladów duszy. A słońce wylewa się na to wszystko, na nas, na ciała, na wagony, na Niemców, na budynki, na las. Słońca to nic a nic nie obchodzi.

i już nie ma żadnych aniołów i nie będzie. Strach mi się kończy. W jego miejsce przychodzi coś gorszego. Coś odwrotnego. Zaczyna się w brzuchu, rozlewa na całe ciało. Coś straszniejszego od pustki. Czarne Słońce.

* – errata marzec 2022 – pisane z myślą o granicy polsko-białoruskiej 😦

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 21 marca 2022 w literatura 2021

 

Tagi: , , , ,

Spisek przeciwko Ameryce – Philip Roth

Mądra powieść o tym jak drobne z pozoru zmiany mogą wpłynąć na losy świata.

Jest rok 1940. Rok w którym Franklin D. Roosevelt jako pierwszy prezydent w dziejach zostaje wybrany na trzecią kadencję. Pozornie neutralny wobec toczącej się wojny, wkrótce dołączy do Aliantów w walce z III Rzeszą.

Ale nie w powieści Philipa Rotha. Tu w 1940 roku naród wybiera byłego lotnika, bohatera mas, Charlesa A. Lindbergha. Zwolennik izolacjonizmu nawiązuje serdeczne stosunki z kanclerzem Adolfem Hitlerem, nie kryjąc swoich sympatii dla energicznego polityka zza Atlantyku.

Historia widziana oczami małego żydowskiego chłopca z Newark jawi się zgoła inaczej. Wybór Lindbergha to pierwsza rysa, od której świat zwykłej rodziny z przedmieść zawali się jak domek z kart.

Philip Roth, może już nie w takiej formie jak w latach siedemdziesiątych, wciąż pisze ważne książki. Ku przestrodze przysypiających obywateli. Wystarczy spojrzeć na współczesną Amerykę.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 7 listopada 2020 w literatura 2020

 

Tagi: , , , ,

Szwajcaria i naziści – Stephen P. Halbrook

Niewielki a bogaty kraj, którego część mieszkańców posługuje się niemieckim. Nienaruszalne sejfy bankowe tuż pod nosem faszystów. Spokojne życie pośrodku gorejącej Europy. Myśląc o Szwajcarii w czasie II wojny światowej nie trudno popaść w stereotypy.

Nic bardziej mylnego. Szwajcaria otoczona szwabskimi landami i przyparta ekonomicznie do muru przetrwała nie dzięki współpracy z III Rzeszą, a dzięki mądrej polityce i doskonałej topografii kraju. Oczywiście ukształtowanie terenu i powszechna służba wojskowa to nie jedyne przyczyny, dla których Hitler nigdy nie wcielił w życie planu podboju neutralnej Helwecji.

Książka Halbrooka nie jest atakiem na profaszystowską uległość Szwajcarii ale peanem na jej dzielność. Autor nie kryje podziwu dla alpejskiego ludu za ich konsekwentną postawę i wytrwałość w roli neutralnego ale i sprawiedliwego państwa. Tezę wspierają obficie wspomnienia Szwajcarów, którzy przeżyli II wojnę w oczekiwaniu na nieuchronny atak niemieckiej armii.

Stosunkowo mało znana „historia przetrwania” Szwajcarii pisana piórem S.P. Halbroka ma jedną zasadniczą wadę – autor wielokrotnie się powtarza pod niebiosa wychwalając przebiegłość polityków i twardą postawę społeczeństwa. Nie dotyka natomiast tej części historii, która ukrywa trupy w szwajcarskiej szafie. Takie jak kontyngent prawie 2 tysięcy Helwetów ochoczo przebierających się w mundury Wermachtu czy Waffen S.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 14 września 2019 w literatura 2019

 

Tagi: , , , ,

Overlord

W przededniu operacji Overlord za liniami wroga ląduje oddział spadochroniarzy Airborne. Zadanie: zniszczyć wieżę kościelną, potencjalny punkt obserwacyjny hitlerowców. W trakcie rozpoznania żołnierze odkrywają ślady dziwnych eksperymentów.

Firmowany szumnie nazwiskiem J.J. Abramsa „Overlord” miał zabłysnąć nowatorskim (sic!) połączeniem filmu wojennego i thrillera o zombies. Już sam scenariusz niebezpiecznie pachnie próbą sfilmowania nieśmiertelnej gry z 1992 roku –  „Wolfenstein 3D”. O ile jednak ta oznaczała nieprzespane noce i wypieki na policzkach po każdej rozgrywce, seans z „Overlord” może zakończyć się jedynie próbą szybkiego wymazania tego gniota z pamięci.

Twórcy „Overlord” po mistrzowsku popsuli wszystko, co dało się popsuć. Scenariusz galopujący w stronę nieuchronnej klęski, budzące politowanie efekty i kupa śmiechu. Z przewagą kupy.

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 19 czerwca 2019 w kino 2019, Nie do obejrzenia 2019

 

Tagi: , , ,

Strefa Interesów – Martin Amis

Paul Doll jest budzącym grozę komendantem obozu koncentracyjnego Auschwitz. Pijak i sadysta po powrocie do domu wchodzi w buty poukładanego Niemca. Pod cienką otoczką małżeńskiej poprawności Hannah Doll, żona komendanta, ledwie skrywa pogardę.

Szarmancki oficer SS „Golo” Thomsen jest pod coraz większym wrażeniem niedostępnej Hannah. „Golo” z czasem zdobywa zainteresowanie kobiety, ale i prowokuje wzmożoną czujność komendanta. Przed zemstą zwierzchnika i końcem w komorze gazowej chroni Thomsena jedynie wysoko postawiony wuj, Martin Bormann.

Osadzona w oparach holocaustu „Strefa Interesów” reklamowana jest jako romans w ciężkich czasach. Niedopowiedziany i niespełniony romans pomiędzy Hannah a oficerem SS to ledwie jeden z wątków, jakie Martin Amis porusza w swojej książce.

Ważniejsze są te rozdziały, w których własnymi myślami dzielą się z czytelnikiem dwie najważniejsze postacie dramatu – Paul Doll i członek obozowego sonderkommando, Żyd Szmul zwany „trupiarzem”. Ich spojrzenie na przytłaczającą rzeczywistość, co oczywiste skrajnie odmienne, to najbardziej przejmujące momenty powieści Amisa.

Dla mnie honor nie jest kwestią życia czy śmierci: jest czymś znacznie ważniejszym. Trupiarze bezsprzecznie uważają, że jest zupełnie na odwrót. Że nie ma czegoś takiego jak honor; na podobieństwo zwierząt czy choćby minerałów pragną jedynie trwać. Bycie to nawyk, nawyk, którego oni nie potrafią się wyzbyć. Ach, gdyby to byli prawdziwi ludzie – ja na ich miejscu …Ale zaraz. Człowiek nigdy nie jest na czyimś miejscu. I to prawda, co mówią tu, w KL: nikt nie zna siebie samego. Kim jesteś? Nie wiesz. A potem przybywasz do strefy interesów i ona ci mówi kim jesteś.

Powieść Martina Amisa momentami zagmatwana i wypełniona niemieckimi ozdobnikami układa się w przejmującą opowieść o holokauście i Niemcach. Mistrzowska!

 

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 30 grudnia 2018 w literatura 2018

 

Tagi: , , ,

Fabryka Oficerów – Hans Hellmut Kirst

Armia jest zawsze tyle warta, co najgłupszy w niej buc. To trzeba wiedzieć, jeśli się chce umieć cierpliwie wojsko znosić. Tę skalę trzeba znać, ażeby mogło dla rekompensaty rozwinąć się w człowieku poczucie wyższości. W wojsku obowiązuje równanie w dół -szczytem absolutnym jest przeciętność.

Ta historia zdarzyła się naprawdę podczas szesnastego kursu dla oficerów w styczniu 1944 w Szkole Wojennej w Wildingen. Hans Hellmut Kirst nigdy tam wprawdzie  nie był, ale swoją własną historię pisał w bawarskim Schongau. Podobnie jak powieściowy porucznik Krafft był oficerem prowadzącym i nauczycielem przyszłej kadry Wermachtu.

Szkoła podchorążych produkuje oficerów taśmowo. Tu nie ma miejsca na kształcenie indywidualnych talentów. Efektem krótkiego kursu oficerskiego ma być sprawny dowódca frontowy. Metodą jest pruski dryl i absolutne posłuszeństwo.

W trakcie zajęć saperskich dochodzi do nieprzyjemnego wypadku. Oto podporucznik Barkow prowadzący zajęcia z kadetami ginie w wyniku wybuchu. Komendant szkoły generał Modersohn nie wierzy w przypadki.  „Ostatni Prusak” zleca poufne śledztwo, w wyniku którego niesforny porucznik Krafft ma wskazać spośród drużyny kadetów winnych morderstwa.

Porucznik Krafft wystaje poza krótkie ramki narodowego socjalizmu. Ta cecha przyniesie mu wprawdzie milczącą aprobatę generała Modersohna, ale doprowadzi do gwałtownego końca. Zadbają o to gorliwi wyznawcy Hitlera. W tępych umysłach nazistowskich kukiełek jakikolwiek przejaw buntu przeciwko systemowi wiedzie wyłącznie na szubienicę.

„Fabryka Oficerów” jest dziełem ponadczasowym. Wyjęta z kontekstu hitleryzmu i osadzona w dowolnej armii świata wciąż pozostaje aktualna.

Zostańmy więc przy naszych podchorążych. Wierz mi pan, Krafft, jeśli istnieje jakaś cecha charakteru, którą oficer bezwzględnie musi mieć, to jest nią hart. Na wojnie nie mamy innego wyboru. Wojna jest bezlitosna, okrutna i obrzydliwa. Zdycha się albo pozostaje przy życiu. Ale to jeszcze nie wszystko, Krafft. Istnieją też tacy, co pozostali przy życiu, mimo że zdechli.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 9 kwietnia 2017 w literatura 2017

 

Tagi: , , ,

Niemieckie requiem – Philip Kerr

niemieckie-requiemBerlin, tuż po wojnie. Na dymiących zgliszczach III Rzeszy zwycięscy Alianci rozgrywają swoje interesy. Nad strefą rosyjską zawisa ponury cień chaosu i bezprawia pod zbawczymi skrzydłami Armii Czerwonej. W strefach alianckich nie jest dużo lepiej. Tu też głód i bieda zmusza kobiety do prostytucji a mężczyzn o żebranie o niedopałek amerykańskiego Lucky Strike’a.

Detektyw Bernie Gunther tkwi w tym bagnie jak cała reszta Berlińczyków. Nie ma dobrych Niemców. Są tylko Szwabi, którym dopisało szczęście spalonych archiwów. Gunther ma za sobą wojenną przeszłość. Nie chciał być częścią zbrodniczej machiny, ale jako urzędnik Kripo automatycznie otrzymał legitymację SS.

Gunther otrzymuje zlecenie odnalezienia dowodów na niewinność swojego dawnego policyjnego kolegi Emila Beckera. Rusza do okupowanego Wiednia, miejsca gdzie stykają się interesy wszystkich wywiadów zwycięskich armii.

„Niemieckie requiem” można czytać jako niezależną książkę, ale jest to trzeci tom sławnej już „trylogii Kerra”.Wcześniejsze to „Marcowe Fijołki” i „Blady Przestępca”. W Polsce cykl nie miał dotychczas szczęścia i ukazał się w nieco chaotycznym porządku. Wydana została (nieprzypadkowo pod zmienionym tytułem) „Był Pan w Smoleńsku Kapitanie?” czyli dziewiąty (!) tom cyklu. Cyklu, bo od publikacji trylogii w latach 1989 – 1991) Philip Kerr zdążył opublikować kolejne 9 tomów.

Trzeci tom cyklu „Bernhard Gunther” to świetny kryminał noir osadzony w mrocznych czasach. Wojna się skończyła, ale nad Berlinem nie rozwiały się dymy ostatniej z bitew. Kerr doskonale wykorzystuje kontekst historyczny dla swojej opowieści. Zdarzają mu się wpadki – jak ta z pojawiającą się znikąd żoną – są to jednak małe niedoskonałości wciągającej historii.

Podobno do londyńskiego apartamentu Philipa Kerra wpadł ostatnio Tom Hanks. Plotki głoszą, że może być z tego serial. Trzymajmy kciuki. Z doświadczeniem Hanksa i scenariuszem Kerra można spodziewać się perełki.

 

 
2 Komentarze

Opublikował/a w dniu 31 grudnia 2016 w literatura 2016

 

Tagi: , , , , ,

Zabijajcie wszystkich – Einsatzgruppen 1938-1941 – Łukasz Gładysiak

 

 

71552-zabijajcie-wszystkich-lukasz-gladysiak-1Zasadę odrzucenia moralności w czasie wojny jako pierwszy sformułował Karl von Clausewitz argumentując: „każda epoka ma swój typ wojny, jej własne uwarunkowania i jej własne tendencje”. Czasy pięknych, honorowych wojen zakończyły się wieki temu i, ale to XX wiek przyniósł prawdziwy rozwój sztuki ludobójstwa.

Narodziny III Rzeszy nierozerwalnie łączą się z ideologią, której solidnym fundamentem była ksenofobia i rasizm. Rojenia Hitlera i rozrastający się rak nienawiści wsparty faszystowską butą szybko uformował się w usystematyzowaną metodykę. W iście niemieckim drygu powstały specjalne służby mające zająć się elementem niepożądanym w społeczeństwie.

Eufemizm legitymizujący szeroko zakrojone represje finalnie przyjął definicję „zwalczania wszelkich elementów wrogich Rzeszy i antyniemieckich w kraju nieprzyjacielskim na tyłach walczących wojsk”. Pod definicją mieściły się metody dalece odbiegające od zabezpieczenia zaplecza armii i wzbudzające duży sprzeciw generalicji Wermachtu.

Z tego względu szef służb RSHA Reinhard Heydrich powołał do życia  „Einsatzgruppen” – grupy specjalne. Daleko idąca swoboda działania pozwoliła specjalnym jednostkom Heydricha wymordować łącznie około 2 miliony cywilów. Wśród owych zdefiniowanych „wrogich elementów” niemalże połowę stanowili Żydzi. Reszta to inni podludzie: Rosjanie, Polacy, mieszkańcy Bałkanów a także rodacy Adolfa o poglądach, wierzeniach czy orientacji niezgodnej z linią władzy.

Einsatzgruppen to swoisty fenomen krwawych czasu dominanty III Rzeszy, prawdziwa „armia w armii”.

Opracowanie Łukasza Gładysiaka to szczegółowa analiza Einsatzgruppen od momentu ich powstania po apogeum szału zabijania w trakcie operacji Barbarossa. W książce nie zabrakło niczego: genezy, metod działania, marszruty podczas kolejnych etapów II wojny światowej a nawet szczegółowego opisu umundurowania i wyposażenia poszczególnych formacji.

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 17 listopada 2016 w literatura 2016

 

Tagi: , , , , ,

Elser (13 minut)

13 minut13 minut. Tyle zabrakło, żeby świat uniknął szaleństwa Hitlera.

Historia Johanna Georga Elsera jest zdumiewająca. Zwyczajny człowiek, w dodatku żaden rozpolitykowany urzędnik, a tylko sympatyzujący z socjalistami stolarz porwał się na czyn zgoła szalony. Przez wiele dni przygotowywał bombę pułapkę własnej konstrukcji, co noc odwiedzając Burgerbraukeller w Monachium gdzie naziści świętowali swoją rocznicę. Jego celem był zamach na Hitlera.

Czy Elser był najbardziej przewidującym obywatelem Niemiec? Pośród tłumów radośnie wcinających darmowy wurst i piwo od przewodniej partii pozostał jedynym świadomym? Czy działał sam?

Film nie rozstrzyga tego, ograniczając się do przybliżenia tajemniczej do końca sylwetki zamachowca bardziej niż znanych faktów z przebiegu samego zamachu.

„13 Minut” nie mnoży kolejnych sensacji jak Wołoszański, wiążący zamach Elsera ze spiskiem i walką o władzy w NSDAP. Nie jest też filmem odkrywczym. Bardziej przypomina laurkę – przypominajkę ku pokrzepieniu (niemieckich) serc – w sam raz na poprawne europejskie korzenie demokracji.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 1 marca 2016 w kino 2016

 

Tagi: , , , , ,

The Man in the High Castle

the man in high castleJest rok 1950. Nazistowskie Niemcy wygrały II wojnę światową. Ameryka podbita przez państwa Osi została podzielona na dwie kolonie – podległe III Rzeszy Wschodnie Wybrzeże i Stany Pacyficzne pod butem Cesarskiej Japonii. Pomiędzy nimi pozostała strefa buforowa pozornie oferująca azyl z dala od okupantów.

W podbitym narodzie tli się nikły duch. Działa Ruch Oporu, któremu otuchy dodaje tajemniczy Człowiek z Wysokiego Zamku. To do niego mają trafiać enigmatyczne filmy na szpulach. Czarno – białe kroniki filmowe są niepokojącą wizją historii, która nie miała miejsca.

Ale serial niewiele ma w sobie z pierwowzoru. Cieniutka książka Philipa F. Dicka to mistrzostwo prozy i dzieło „pięknego umysłu”. Serial, to w gruncie rzeczy poprawnie zrobiona opowieść sensacyjno szpiegowska.

Wszechobecny w twórczości pisarza był przytłaczający klimat paranoi. Leitmotif jego powieści to wieczna niepewność, która z rzeczywistości jest prawdziwą, a która wyłącznie fantasmagorią umysłu. Rozbudowane alternatywy w książkach Dicka przykrywają jedna drugą, tworząc fascynujące mozaiki.

Niewiele z tego pozostało w serialu stworzonym przez Amazon. „Przygody” Juliany i Joe Blake’a owszem – są wciągające, ale rozczarują wytrawnych znawców prozy „Dostojewskiego SF”.

Dalekim echem powieści jest motyw fimów poszukiwanych przez oba reżimy (w oryginale – książki „The Grasshopper Lies Heavy”). Właśnie w tym miejscu nakładają się na siebie „dick’owskie” światy – rzeczywistość delikatnie negowana przez kroniki, na których płonie Berlin i wybucha bomba atomowa. To co dla widza jest realne, bohaterom serialu osadzonym w alternatywnej historii zdaje się być trickiem „Człowieka z Wysokiego Zamku”.

„The Man in the High Castle” to kolejny sprawnie zrealizowany serial. Największą atrakcją zdaje się tu być Ameryka udekorowana flagami nazistów.  Pieprzyku dodaje także obecność mentalnie odmiennej japońskiej mentalności na Zachodnim Wybrzeżu – gratka dla widzów z San Francisco.

Najjaśniejszym punktem produkcji jest Rufus Sewell w roli Obergruppenfuhrera Johna Smitha. Świetny jest też Cary-Hiroyouki Tagawa (minister handlu Nobusuke Tagomi). Obaj wybornie wcielają się w swoje role – pierwszy jako kanoniczny SS-man, drugi jako pełen empatii Japończyk. Niestety nie można tego powiedzieć o postaciach pierwszoplanowych (Joe Blake, Julia i wyjątkowo drewniany Frank Frink).

Pierwszy sezon „Człowieka z Wysokiego Zamku” rozczarowuje, choć zostawia nieco nadziei na przyszłość. Ostatnie sceny są obiecujące – może coś jeszcze z tego będzie.

 
1 Komentarz

Opublikował/a w dniu 23 lutego 2016 w seriale

 

Tagi: , , , ,