glany z białymi sznurówami najlepszej brytyjskiej firmy Skullcrusher; czarny flyers, na którego plecach namalowałem białą farbą Czarne Słońce, magiczny znak Himmlera. Damian mówił, że oryginalne Czarne Słońce znajdowało się na podłodze w tajnej sali obrad zamku SS. Wyglądało jak taka kanciasta spirala z kołem środku; podobno chłopy z SS wpatrywały się w to koło całymi godzinami; gdy już się dobrze zahipnotyzowali, przenosili się umysłami do innego wymiaru, żeby tam zjednoczyć się z prastarą Wolą Mocy i rozbrzmiewającymi tam Prawdziwymi Myślami Hitlera.
W Ojczyźnie wrogiem jest każdy odmieniec, każdy obcy. Ogrodzona zasiekami od zepsutej moralnie Europy, rządzona przez generałów w koloratkach i Ojca Premiera Wielka Polska broni się przed hordami uchodźców, moralną demoralizacją demokratów, zboczeniami artystów i chuderlawych literatów.
„Za parę lat w tym kraju nie będzie już żadnej, zbędnej wolności”, powiedział, gładząc palcami pieniądze, jakby się z nimi żegnał. „Nie będzie żadnej Europy. Tego smrodu, zgniłego Bizancjum, kolorów, narkotyków. Niech upadają, niech umierają bez nas. To kwestia paru lat, nawet mniej; wystarczy załatwić formalności, licencje na wiercenia, odpowiednie kontrakty. W dniu, kiedy zaczniemy wydobycie, wzniesiemy piękny mur. To proste. Część tego muru już zbudowaliśmy, na południu.
Zbrojnym ramieniem systemu, jego tajną superbronią jest banda Gruza. „Prawdziwy Faszyzm” umiejętnie zmanipulowany przez młodego polityka Damiana rusza na ekstremalną konkwistę.
Formalnie nazywamy się Prawdziwy Faszyzm. Ale wszyscy mówią na nas Banda Gruza. Banda, która powstała, żeby służyć Sprawie i upamiętnić życie i dzieło Suchego – najlepszego, najprawdziwszego faszysty, jaki kiedykolwiek chodził po tej ziemi.
Banda Gruza dostaje zadanie specjalne – ma dostać się do zakazanej strefy przygranicznej i (uwaga spoiler) wyciągnąć z niej rodzinę uchodźców. Dziecko okazuje się czymś więcej niż „beżowym” oberwańcem, którego Gruz skatowałby bez mrugnięcia okiem gdyby nie wyraźny rozkaz z „samej góry”.
Wymyśliliście sobie bajkę, że umarłem za was z miłości, abyście mogli robić sobie, co wam się podoba, bo i tak wszystko będzie wam przebaczone; wystarczy, że powiecie parę razy moje imię. W ten sposób umyliście ręce od tego, że mnie zabiliście, wiele razy, za każdym razem, gdy się pojawiałem. Teraz już nie przynoszę żadnej miłości, nie daję żadnych przykazań. Ostatnia pieczęć wisi na pojedynczym włosku. Macie przerąbane, wy źli, leniwi idioci. Wypuszcza powietrze. No, wyrzucił coś z siebie, nie ma co. – Zapatrzeni w otchłań własnej dupy – dodaje. Naprawdę polubił to porównanie. – Pięknie, synku. – Matka bije mu brawo. Ja też zaczynam trochę klaskać. Reszta nic nie robi, leży nieruchomo, myślałby kto, że pozdychali, ale słyszę ciche odpryski pracy ich organizmów, przełknięcia śliny, beknięcia, kapanie na popękany asfalt cieknących po ryjach łez. Słyszę naprawdę wszystko. – Pięknie synku, ale mieliśmy zrobić to w trochę większej miejscowości. – Matka podchodzi do niego i rozwiewa jego srebrną postać jak niepotrzebną mgłę albo chmarę komarów. Alfa z powrotem robi się malutki. Teraz jest po prostu zmęczonym dzieciakiem, który całą noc grał w gry i biegał po domu, ćpając słodycze. Matka bierze go na ręce, on opada zaślinioną mordką na jej szyję. – Nie było czasu, mamo
Pisząc „Czarne Słońce” Żulczyk mógł mieć poczucie tworzenia kontrowersyjnej powieści z gatunku dystopijnego S-F. „Czarne Słońce” to dzieło wstrząsające w prezentowanych treściach, pełne przemocy i wulgarności, łączące w jedno skrajny nacjonalizm, dewocję, brudną politykę, rasizm, szowinizm i seksizm. A jakby tego było mało, grubo okraszając całość holocaustem.
Ale pisząc „Czarne Słońce” Żulczyk nie mógł w najśmielszych snach wyśnić, że sceny jego książki staną się rzeczywistością na polskiej granicy w 2021 roku *
On bije, a my musimy iść do przodu. Ciała mają twarze jak na starych obrazach. Chciałbyś wiedzieć, że jest coś poza tym. Ale w tym, co dzieje się tutaj, nie ma żadnych śladów duszy. A słońce wylewa się na to wszystko, na nas, na ciała, na wagony, na Niemców, na budynki, na las. Słońca to nic a nic nie obchodzi.
i już nie ma żadnych aniołów i nie będzie. Strach mi się kończy. W jego miejsce przychodzi coś gorszego. Coś odwrotnego. Zaczyna się w brzuchu, rozlewa na całe ciało. Coś straszniejszego od pustki. Czarne Słońce.
* – errata marzec 2022 – pisane z myślą o granicy polsko-białoruskiej 😦