Na okładce „Fanatyków” na próżno doszukiwać się nazwiska autora. Autor ukrywa się. Na potrzeby szeroko pojętej sprzedaży nazwano go więc „anonimowym fanatykiem”. W lekturze trudno jednak doszukać się wyznań pociągających autora do odpowiedzialności karnych, których autor musiałby się specjalnie obawiać. „Fanatycy” nie odkrywają bowiem nic, czego byśmy nie wiedzieli – może za wyjątkiem samego nastawienia fanatyków do otoczenia – pogardy dla wszystkich wokół.
Oczywiście książkę wypełniają opowieści z chuligańskiego życia. Szeroko kreślona „historia” dzikich lat 90-ych, grube zadymy za granicą czy problemy z prewencją opakowane są w swoistą filozofię fanatyków: miłość do sportu, miłość do swojego zespołu, „siła i honor” a ostatnimi czasy wszystko polane grubo odradzającym się nacjonalizmem z jego wszystkimi atrybutami. Autor wysila się na wiele sposobów, żeby potrzebę wyzwolenia własnej agresji ubrać w teorię pisaną złotymi literami. Trudno jednak nie mieć wrażenia, że stadionowe bestialstwo, które dawno już rozlało się i oddzieliło od sportu jest tym, czym w Średniowieczu były wielkie bitwy – możliwością zwierzęcego, organicznego wyżycia się.
Doświadczonych „hools” nie zainteresują wspominki bez pikantnych szczegółów.A takich jest więcej na pierwszej lepszej stronie „fanów piłki”.
„Fanatycy” to taka książka z cyklu „dla idiotów”, poruszająca zwykłych stadionowych „pikników” (zwanych także Januszami) którzy ze znawstwem pokiwają głowami, bo mieli okazję zobaczyć kilka opraw a wcześniej kilka zadym na „Żylecie”.
„Fanatycy” zainteresują także młodych aspirantów. Idąc za wzorem Sienkiewicza piszącego „ku pokrzepieniu serc” anonimowy fanatyk może mieć więc nadzieje, że po lekturze książki szeregi gentlemanów w kominiarkach zasilą nowe zastępy.
Autorowi trzeba przyznać, że nie kryje się ze swoimi przekonaniami i nienawiścią do wszystkiego co stoi na drodze do chwały. A jest tego sporo – inne grupy, koalicje, władze a nawet same kluby i piłkarze. Na szczęście tych ostatnich można resocjalizować szybkim wjazdem do szatni i paroma wychowawczymi strzałami w ryj. Podobnie jak autorów negatywnych recenzji.