Wy nie wiecie, co Rosyja jest. Nawet ona nie wie. Ale ja wiem. Bo ja jej służył, Rosyi, chociaż we mnie ani kropli ruskiej krwi nie ma, bo ja Konrad Widuch z Pilchowic, rodzony Prusak, chociaż słowiańskiego języka, ale ja jej służył, ja myślał, że ja służę sprawiedliwości, że ja bronię słabych tego świata, ja nie wiedział, że ja służył nie sprawiedliwości, ale Rosyi był bolszewik i ja nie mogę nawet powiedzieć, że mi oczy się potem otwarły, bo się nie otwarły, ja je ze strachu zaciskał najmocniej, aż Rosyja przyszła i po mnie, jej sługę, i połknęła mnie, i wysrałaby mnie, zgówniałego, gdyby ja jej z pyska nie uciekł, jak ryba czasem z pyska niedźwiedziego wyślizgnie się, na czas jakiś, zanim ją niedźwiedź zaś łapą nie przygniecie albo do pyska znów nie weźmie.
No, wy nie wiecie, co Rosyja jest. Wy słuchajcie mnie, bo moje słowa są prawdziwe.
Podróżnik z polskiego Śląska, alter ego samego pisarza, wyrusza na Spitsbergen. Szuka samotności a znajduje wyprawę z Borghild Moen. A wraz z nią dwa oprawione w skórę dzienniki pisane mieszaniną polskiego, ruskiego i śląskiej godki.
Lektura przynosi historię Konrada Widucha, Prusaka z Pilchowic, żołnierza, dezertera, komunisty, który urzeczony ideami sowieckiej Rosji staje się ofiarą stalinowskiej machiny represji. Po ucieczce z Gułagu trafia do ukrytej wśród lodu krainy Chołod, gdzie czas zatrzymał się w miejscu.
W Chołodzie człowiek, który pogubił własną tożsamość odnajduje pierwotną prostotę z dala od wojen i narodów. Ale i tu dopada Widucha ponura rzeczywistość.
Zainspirowany podróżami do krainy lodu Twardoch stworzył dzieło pełne półcieni. Czym jest naród? Czym są idee? Czy człowiek jest w stanie odciąć się od swych korzeni? Metafizyczna podróż człowieka, który gubi się w czasie i głosach w swojej głowie. Głosach mówiących wieloma językami o rzeczach dawno zakopanych w otchłani umysłu.
Po „Pokorze” i „Morfinie” to kolejna powieść Twardocha o poszukiwaniu własnej tożsamości i upadku systemu wartości wpajanych przez narody i ideologie.