Marek rzuca niewolniczą pracę we Wrocławiu i szuka szczęścia w stolicy. Wszystko będzie lepsze niż 10 godzin dziennie na nogach w sklepie odzieżowym, z wyśrubowanymi celami sprzedażowymi i wszechobecną wrogością „kolegów”.
Wszystko?
W Warszawie przypadkowo trafia do wydawnictwa „Red&Sex”, na pozór raju dla mężczyzn. Czy można wyobrazić sobie robotę w branży lepszej niż porno? Codzienność daleka jest od wyobrażeń napalonych „czytelników” periodyków „Madame” „Mister” i „Polo Seks”. Praca producenta sesji to harówa od rana do nocy w nieco – hmm – osobliwych okolicznościach. Z czasem Marek zostanie pozbawiony najmniejszych złudzeń co do natury porno bizesu. Za marne grosze zagłębi się w świat mechanicznego seksu i wydawniczego cynizmu. Przy okazji odzierając się także z własnej godności i niszcząc wszystko, co wcześniej było dla niego wartościowe.
Gorzka literatura o lekkim reportażowym sznycie. Zygmunt Gołąb przeszedł drogę zbliżoną do opisywanych losów powieściowego Marka. Tak jak on wylądował w Warszawie bez grosza przy duszy, ale z kilkoma własnymi opowiadaniami i apetytem na pracę w prasie. Jemu również było dane organizować igrzyska „Mega Gang-Bang” i wykorzystywać naiwnych prostaczków w charakterze „wydawniczego mięsa”.
„Tylko seks” mogłaby być książką o dużym potencjale społecznym. Niestety nie jest z uwagi na format powieści – momentami zbyt kolokwialny i sensacyjny. Choć trudno odmówić autorowi wiedzy, paradokumentalna powieść jest tylko na okładce.