W okropnych czasach II wojny światowej, kiedy Francuzi mieli poważne problemy ze zdobyciem dobrego, ale to naprawdę dobrego Burgunda rocznik 1932 ….
No do dobra. Dowcipy o walecznych wojakach znad Sekwany są cienkie, zostawmy stereotypy.
Francuska prowincja pod niemiecką okupacją. Wermacht rozlokowuje swoich żołnierzy w okolicy. Do domu rodziny Angellier wprowadza się oficer Bruno von Falk. Dobry Niemiec, oczywiście. Człowiek nienagannych manier, władający językami, do tego przystojny i jeszcze grający na fortepianie melancholijne utwory.
Młoda wdowa, Lucille Angellier stara się być poprawna politycznie, doszukując się w nowym lokatorze wyłącznie wroga Ojczyzny. Rodząca się sympatia jest mocniejsza od wojennych prawideł.
W ogólnym galimatiasie wojennym pojawia się – o uiiii! – jakiś niedorobiony partyzant w tradycyjnym berecie oraz naprawdę zły, o-la-la, bahhhdzo zły Niemiec. Partyzant jakiś taki niedorobiony, biega po okolicy w brudnym podkoszulku a’la Bruce Willis i chce zamohhrować cały Wehrhrrrmacht. Bahhdzo zły Niemiec chce zgwałcić całe francuskie miasteczko. Dobry Niemiec robi co może, żeby utrzymać kruche, okupacyjne status quo. Ale ordnung ist ordnung.
🙂
Śmiszki hahaszki gasną się na napisach końcowych. Dowiadujemy się, że cała historia, jak mawiają historycy „została wzięta z reala”. Chwyt marketingowy mający uwiarygodnić ckliwą historię? Nie do końca.
Irina Lwowna Nemirowskaja urodziła się w Kijowie, w 1903 roku. Z początkiem rewolucji sowieckiej wyjechała do Paryża, gdzie spędziła resztę swojego życia. W czerwcu 1942 roku trafiła do Auschiwitz – Birkenau w transporcie Żydów uprzejmie odesłanych przez rząd w Vichy swoim faszystowskim kolegom. Po miesiącu zmarła na tyfus.
Manuskrypty dwóch powieści Iriny Nemirowsky przeleżały wśród rodzinnych pamiątek ponad pięćdziesiąt lat. Przez pół wieku córka Denise nie odważyła się sięgnąć po zeszyty matki obawiając się, że są jedynie bolesnym dziennikiem ostatnich lat życia Iriny. Kiedy okazało się, czym jest rękopis, w 2004 roku połączone obie powieści ukazały się jako „Suite Francaise”. Film to zgrabna ekranizacja. Nie powala, ale ogląda się gładko dzięki dzięki Michelle Williams, Kristin Scott Thomas i człowieka o twarzy Putina – Matthiasa Schoenaertsa.