Przyglądając się nowemu filmowi Juliusza Machulskiego nie sposób odgonić myśli o podobieństwie do „VaBanku”. O ile jednak klasyk polskiej komedii kryminalnej opowiadał doskonałą historię, „Volta” trzeszczy w szwach z trudem brnąc do przewidywalnego końca.
Tytułowy Bruno Volta (Andrzej Zieliński) para się doradztwem politycznym. Spin doktor jest fechmistrzem słowa i wielkim erudytą. Napawa się swoją wielkością i wpływem na otoczenie. Jego pierwszym krokiem w kierunku dna staje się chciwość. Skomplikowana intryga, w której pierwsze skrzypce gra Wiki (Olga Bołądź) prowadzi widza przez meandry polskiej kultury, żywot Kazimierza Wielkiego, wojnę domową w Hiszpanii , ucieczkę Henryka Walezego i czasy napoleońskie. Niekoniecznie w tej kolejności.
Niezłą w ogólnym zarysie „caper story” (opowieść o wielkim przekręcie) przykrywa smutna polska specjalność – nachalny product placement. Cukierkowa promocja XXX-lecia miasta Lublin i niezbyt subtelne najazdy kamery na nazwy firm, które wpłaciły trochę kasy boleśnie objawia żałosnego twista, jaki musiał wykonać Machulski w celu sfinansowania swojego dzieła. Ożywiane komercyjnym zastrzykiem gotówki polskie filmy straszą od dawna, ale wciąż trudno się przyzwyczaić do prostackich metod wiejskiego „product placement”.
Nie to jest jednak najgorsze. Problemem „Volty” jest przede wszystkim sypiący się niczym tynk z praskich kamienic scenariusz. Jak nietrudno domyślić się od 3 minuty filmu, bohater zwiedziony wizją wielkiej fortuny zostanie zrobiony w balona. Droga, jaka do tego prowadzi mnoży się od scenariuszowych absurdów. Trudno uwierzyć w historię, w której iskrzący erudycją stary wyjadacz jest „robiony” historyjką dla dzieci zmyśloną na poczekaniu. Historyjkę dodatkowo przetykaną epizodami gwiazd polskiego kina, co bardziej irytuje niż bawi. Role Więckiewicza i Kota to najbardziej jaskrawy przykład.
Na szczęście Machulskiego broni kilka dobrych elementów. Pierwszy z nich to kampania wyborcza niejakiego Kazimierza Dolnego. Jacek Braciak kradnie show w każdej scenie a i Andrzej Zieliński odkrywa przed widzami swoje aktorskie talenty. Dialogi Volty i Kazimierza Dolnego na długo zapadają w pamięć. Element numer dwa to krótki epizod Pazury. Nieco przeszarżowana charakteryzacja drażni, ale sam performance pana Czarka jest doskonały.
Mimo ambicji twórców i próby przemycania w scenariuszu krytyki polskiej rzeczywistości „Volta” nie będzie długo gościć na ekranach. Ot, wakacyjna komedyjka skręcona przez starego wyjadacza.