Bliźniacy Kray stanowili liczącą się siłę w londyńskim East Endzie lat pięćdziesiątych. Swoją organizację nazwali „the Firm”. Całkiem oryginalnie jak na grupę, której profesją są wymuszenia, haracze, wymuszenia, porwania a także zabójstwa.
Legenda jaką po sobie pozostawili to nie tylko pokaźny katalog śmiałych czynów kryminalnych. Stali się częścią londyńskiej historii dzięki magnetycznej sile jaka łączy ze sobą bliźnięta.
Reggie Kray to ten mądrzejszy. Bezczelny, wygadany, sprytny. Świetnie ubrany i śmiały. Zupełne przeciwieństwo Ronnie’go Kraya. Ronnald, pół-idiota jest częsciowo pod wpływem brata, ale ma swój dziki temperament. Asocjalne postrzeganie świata czyni z niego groźnego szefa przestępczej organizacji.
Największym atutem „The Legend” jest oczywiście Tom Hardy w podwójnej roli bliźniaków. To na nim w całości opiera się pomysł na film. Bliźnięta współpracują, kochają się i nienawidzą. Ich odmienne postrzeganie rzeczywistości powoduje, że wciąż muszą ze sobą konkurować i konfrontować się. Wszelkie konflikty są jednak w gruncie rzeczy słabsze, niż odczuwana jedność. Oprócz braci Kray najważnieszą postacią jest Frances. Żona Reggiego staje się „elementem spajającym” braci a także osobą, która wpłynie na ich wzajemne relacje.
Brain Helgeland to doświadczony scenarzysta („L.A Confidential”!) ale niezbyt sprawny reżyser. Braki w tej drugiej profesji widać w strukturze filmu. „Legend” to mieszanina czarnego kryminału, komedii a czasem także moralitet na to jak kończą źli chłopcy. Jest tu sporo klasyki kina gangsterskiego, są elementy uroczo łobuzerskie, jakby żywcem wyjęte z Guya Ritchie’go. W filmie Helgelanda zbyt dobrze widać składniki dania,
Zdaje się, że niezbyt mocno wstrząsnął przed podaniem.