RSS

Archiwa tagu: emigracja

Noc w Lizbonie – Erich Maria Remarque

Wciąż jeszcze nie mogłem przyzwyczaić się do beztroskich świateł Lizbony, chociaż w tym mieście przebywałem już od tygodnia. W krajach, z których przywędrowałem, miasta, niby kopalnie węgla, tonęły nocą w ciemnościach, a każdy błysk latarki w mroku był bardziej niebezpieczny aniżeli morowe powietrze w średniowieczu. Przybyłem z Europy dwudziestego stulecia. Był to statek pasażerski.

Na spowitym mrokiem nabrzeżu stoi uciekinier z wojennej pożogi. Jego wzrok pada na ostatni statek, którym mógłby uciec do Ameryki. Mógłby, ale zdobycie wartego fortunę biletu jest ponad siły skromnego emigranta. Jeszcze nie wie, że przypadkowe spotkanie z tajemniczym Schwarzem przyniesie wybawienie. Za cenę wysłuchania całonocnej historii.

Kolejny klasyk E.M. Remarque nie tracący na aktualności.

Nazywam się Schwarz – powiedział. – Nie jest to moje prawdziwe nazwisko. Na to nazwisko wystawiony jest mój paszport. Ale przyzwyczaiłem się do niego.

Jechałem noc i następny dzień, aż wreszcie bez przeszkód znalazłem się w Austrii. Dzienniki pełne były żądań, ubolewań i komunikatów o zajściach na granicy, które zawsze poprzedzają wojnę i w których jakimś dziwnym sposobem zawsze naród słabszy oskarżany jest o agresję wobec silniejszego. Widziałem pociągi pełne wojska, ale większość ludzi, z którymi rozmawiałem, nie wierzyła, by miała wybuchnąć wojna. Oczekiwali nowego Monachium, które zapobiegnie katastrofie.

Możliwe, że okres, w którym żyjemy, zostanie kiedyś nazwany okresem ironii – rzekł Schwarz. – Oczywiście nie chodzi tu o pełną esprit ironię osiemnastego stulecia, lecz o mimowolną ironię okresu przemocy, złośliwości i głupoty naszego niezdarnego wieku, wieku postępu technicznego i regresji kulturalnej. Hitler nie tylko głosił przed światem, lecz sam w to wierzył, że jest orędownikiem pokoju i że to inni narzucili mu wojnę. Jego wiarę podzielało pięćdziesiąt milionów Niemców. To, że tylko oni jedni w ciągu wielu lat zbroili się po zęby, podczas gdy żaden inny naród nie był przygotowany do wojny, w niczym nie zmienia ich rozumowania.

Leżałem w lesie i przyglądałem się opadającym z drzew umarłym, jaskrawym liściom. Powtarzałem w myślach: „Pozwól jej żyć! Pozwól jej, Boże, żyć, a ja nigdy jej o nic nie zapytam! Życie ludzkie jest czymś o wiele wspanialszym aniżeli sprzeczności, w których się wikłamy! Pozwól jej żyć… A jeżeli jest to możliwe beze mnie, pozwól niech żyje beze mnie – lecz pozwól, by żyła!”

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 18 listopada 2022 w literatura 2022

 

Tagi: , , , ,

Greenpoint – Ewa Winnicka

Niepohamowana ludzka fala sprawia, że w 1892 roku Stany Zjednoczone otwierają stację na Ellis Island (która w emigranckich listach z Polski wciąż jest nazywana „Kaselgardą” albo „Kesosgordą”). Ma ona większą przepustowość, wyposażona jest także w poczekalnię, gabinety lekarskie, a nawet biura organizacji społecznych, które informują przybyłych o kolejnych krokach na nowej ziemi. W bramie do raju odbywa się selekcja. Z roku na rok przybywa restrykcji. Najpierw wystarczy mieć ze sobą dziesięć dolarów, potem trzeba już dwadzieścia. Nie można być niezamężną kobietą. Nie można być zaangażowanym anarchistą. Zapis, że trzeba umieć czytać, nie zostaje przegłosowany. Odsyła się wszystkich podejrzanych o choroby zakaźne i psychiczne, tych, którzy mogliby się stać ciężarem publicznym, także poligamistów i osoby nielojalne względem rodziny.

Między 1891 a 1900 rokiem przybyło do USA około dwustu siedemdziesięciu tysięcy Polaków. Drugie tyle w latach 1901–1904. W dekadzie poprzedzającej pierwszą wojnę światową – ponad milion.

Między 1870 a 1910 rokiem do Stanów Zjednoczonych wjeżdża trzydzieści milionów osób. Dwie trzecie z nich to przybysze z Europy Środkowo-Wschodniej i Południowej.

By trafić na właściwy statek w Bremie czy Hamburgu, ulotki odpowiedniej kompanii okrętowej zatyka się za czapkę – to sygnał dla jej agentów. Na zaokrętowanie czeka się kilka dni. Podróż trwa mniej więcej dwa tygodnie i odbywa się ją pod pokładem, w zbiorowych, sześćdziesięcioosobowych kajutach. Nie wszyscy dożywają. Kolejnym etapem są właściwe bramy raju – Castle Garden.

Dla większości polskich emigrantów Greenpoint był pierwszym, a w wielu przypadkach jedynym miejscem, do którego trafiali po selekcji na Ellis Island. Nic dziwnego, że ten skrawek Brooklynu wciśnięty w meandry starej rzeki Newton Creek zostało szybko ochrzczone mianem „Little Poland”.

Kolejne pokolenia uciekinierów z Polski utykało na zawsze w miejscu zawieszonym pomiędzy Ameryką a rodzinną wsią. Fale emigracji sprzed pierwszej i po drugiej wonie światowej wytworzyły swój własny świat. Kolejne pokolenia zasilały szeregi polskiej społeczności Greenpointu tworząc niepowtarzalny klimat.

Blisko Pomostu był słynny sklep z materacami dla Polaków, którzy pod koniec lat osiemdziesiątych zaczęli falami przyjeżdżać na Greenpoint. Te materace zbierano z wystawek, na szybko odnawiano i wypychano. Szefem był Luis, Kolumbijczyk, a jego pracownikiem Juan, nazywany Jasiem. Nauczyliśmy go pytać klientów po polsku: „Materacyk gwarantowany czy zasikany?”.

Chłopcy azbestowcy ćwierć wypłaty zostawiali w lakierni i ćwierć u nas. Poza pracą i relaksem w piątek nic ich nie interesowało, nic. Kochamy ich, ale byli zupełnie bezradni poza szlakiem: subway, azbest, lakiernia i my. Jak z dowcipu: „Czy pan zna angielski? Osobiście nie, ale słyszałem dużo dobrego”.

Opowieść Ewy Winnickiej o największej polskiej kolonii zamorskiej 😉 toczy się dwoma torami. Jedna to opowieść o miejscu, podróż przez czas. Druga to autentyczne wypowiedzi autochtonów, którzy wpadli na krótkie „saksy” a zostali na całe życie.

Najgorszy z nich to był Jacek Kaczmarski. Ja jego piosenki uwielbiałem, ale człowiek był z niego wredny. Wredny, nieodpowiedzialny pijak. Jak go nie znasz, myślisz, że do rany przyłóż. Ale myśmy z nim mieszkali i obwoziliśmy go po Stanach i Kanadzie. Załatwialiśmy mieszkania w domach, bo ludzie chcieli dotknąć sławnego człowieka. Co on wyprawiał, to gospodarze płakali, żeby im go z domu zabrać. Ilu ludziom żony przeleciał po pijaku, to tylko on wie. Jedyny artysta na poziomie to był Andrzej Zaorski.

Bardzo brudno. Wie pani o tym? Polacy wyczyścili Amerykę z kakroczy, ze szczurów, myszy, z pluskiew, z wszystkiego. To Polacy dbali o czystość, kupowali boraksy, płacili za eksterminatorów. Na przykład właścicielka domu, w którym mieszkam, Amerykanka, nie chce wziąć eksterminatora.

Wydany z cyklu „serii amerykańskiej” „Greenpoint” to lektura, która otwiera oczy ukazując to, czego na próżno szukać w polskich legendach o wspaniałej Ameryce. To także perfekcyjna odpowiedź na pytanie skąd wzięły się „polish jokes”.

 

 

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 16 listopada 2022 w literatura 2022

 

Tagi: , , , , ,

Już mnie tu nie ma

Czy ktokolwiek w Europie ma pojęcie czym jest cumbia? Większości przyjdzie do głowy nazwa egzotycznego dania 🙂

Cumbia to nie odmiana kolumbijskiego kabaczka a egzotyczny taniec w połowie drogi między współczesnym hip-hopem i plemiennym dreptaniem na ubitej ziemi.

Cumbia to nawet nie taniec co plemienna przynależność i styl wyróżniający członków „ekipy” od reszty społeczeństwa.

Ulisses jest liderem jednej z takich grup, na  co dzień bandy dzieciaków szwendających się po okolicznych fawelach, od święta przemieniających się w uliczne kolorowe ptaki tokujące w rytm zwolnionych latynoskich hitów.

W ponurej rzeczywistości meksykańskiej biedy nie ma miejsca na egzotykę. Ulisses musi drogo zapłacić za swoją inność.

Film z gatunku „festiwalowych” i otwierających oczy na tematy, których na próżno szukać w kasowych blockbusterach.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 11 listopada 2021 w kino 2021

 

Tagi: , , , ,

Emigracja – Malcolm XD

Krótka książeczka, więc i opis będzie krótki.

Malcolm XD, cudowne dziecko internetu zabłysnął „pastami”, z których – używając słownictwa passe oraz staruchów – miał bekę cały polski net. A pióra autorowi pozazdrościć, bo opowiadanie o ojcu wędkarzu zrobiło z enigmatycznego blogera gwiazdę komedii.

„Emigracja” potwierdza talent autora, wywołując salwy śmiechu. Z samych siebie dodajmy, bo populacja Januszy i Bożen wspierana pokoleniowo przez Sebixów i Dżesiki to gorzka wiwisekcja buraczano-kartoflanej nacji znad Wisły.

Historia głównego bohatera i wybitnego indywiduum o ksywie „Stomil” rozpoczyna się w polskim lesie, kończy na kapuścianej brytyjskiej farmie. Panowie poznają smak autokarowej podróży na saksy, mądrości filozofów kierujących TIR-ami, cyganów robiących mętne interesy i wielu innych charakterystycznych typów, składających się na przekrój grupy dumnie określanej mianem „polskiej emigracji na Wyspach”.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 2 lutego 2020 w literatura 2020

 

Tagi: , , , , ,

Dheepan

DheepanMało kto pamięta, że Sri – Lanka kiedyś była Cejlonem a jej stolica o nazwie Kolombo nie powstała na cześć porucznika z włoskiej telewizji. Choć dziś dawny Cejlon jawi się nietuzinkowym miejscem turystycznym, do niedawna pisał historię krwią przelewaną w wojnie domowej.

Z tragicznym okresem „Olśniewającego Kraju”* nieodzownie wiąże się pojęcie Tamilskich Tygrysów. Tamilska organizacja uznana przez większość świata za terrorystyczną walczyła o swoje prawa narzędziami terroru i okrucieństwa.

Pierwsza scena filmu jest ucieczką Dheepana z piekła wojny. Zmasakrowane trupy zostają za nim. Przyszłość to fikcyjna rodzina, z którą trafia do Francji po gehennie ucieczki z rodzinnego kraju. Przyszłość to także skromne ale spokojne życie imigranta pracującego fizycznie. Gdy Dheepan asymiluje się z podparyskim otoczniem przeszłość wraca jak zły omen.

„Dheepan” to przejmujący i do szpiku smutny obraz życia wyalienowanego uchodźcy. Smutny jest już początek – nieznający języka i kultury Cejlończyk jest oderwany od rzeczywistości. Podkreślają to żałosne chińskie towary, które bez skutku próbuje wcisnąć tłustym Europejczykom. Gdy bohater nabiera nieco europejskiej ogłady sprawy komplikują się jeszcze bardziej. To nie eteryczne fatum ale lokalne okoliczności i ksenofobia innych ludzi wciska Dheepana z powrotem w szpony przeszłości.

Film Jacquesa Audiarda daje do myślenia. Zdobywca Złotej Palmy na Festiwalu w Cannes 2015 długo zostaje w pamięci.

* w sanskrycie Sri-Lanka oznacza „Olśniewający Kraj”

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 11 listopada 2016 w kino 2016

 

Tagi: , , , , ,

Frontera

frontera

Temat meksykańskiej granicy to dla Ameryki wciąż palący problem. Bez poczciwych latynosów najpotężniejszy stan USA – Kalifornia – zupełnie przestałby funkcjonować (no, chyba że mocno stanieją loty z Polski). Na przeciwnej szali leżą odwieczne fobie bogatego kraju – strach przed biedotą z Południa, rasizm, zorganizowana przestępczość.

Emigranci oddają w ręce „Coyotes” (przemytników) nie tylko własny majątek, ale też własne życie. Mimo to do USA wciąż wlewa się strumień ludzi szukających lepszego losu. A z nimi pojawiają się hieny żerujące na ludzkich słabościach.

Dramat Michaela Berry próbuje zgrabnie odmalować wszystkie odcienie i ująć złożone relacje dwóch światów w alegorycznych losach osób z pogranicza. Nie do końca mu się to udaje. To trudna sztuka, kiedy korzysta się jedynie z czarnej i białej farby.

Ziemie Roya (Ed Harris) przylegają do pasa granicznego pomiędzy USA a Meksykiem. Bezdroża są terenem działań „Coyotes” – przemytników. Jednym z ludzi chcących dotrzeć do ziemi obiecanej jest Miguel (Michael Pena). Przypadek wkręca Miguela w spiralę problemów, której początkiem jest tragiczny w skutkach upadek żony Rona.

 

„Frontera” to film, z którego mieszkańcy amerykańskiego Południa zapewne rżą jak na dobrej komedii.

Wycięty z marmuru Ed Harris uosabia chodzące sumienie Ameryki. Z głębi najczarniejszej żałoby niczym Chuck Norris dostrzega, że „coś tu nie gra”. Zamiast dyszeć z nienawiści, bezbłędnie rozpoznaje, który z meksykańskich zbirów pałętających się po bezdrożach jego rancza jest dobrym materiałem na nowego Amerykanina. W obronie dobrego Mexa dobry Roy (Ed) staje przeciwko całej złej i skorumpowanej machinie policyjnej. Pod jego stalowym wejrzeniem sprawiedliwości szybko pęka skorupa zmowy a małe policyjne żmije wiją się u stóp bełkocząc: „pszszszeeepraszszszssssam”.

„Frontera” to rodzaj amerykańskiej agitki. Łopoczącego gwiaździstego sztandaru tu nie ma – zastąpił go stalowy wzrok dobrego Eda Harrisa. Autorom zabrakło nieco zdrowego dystansu, przez co film może wydawać się zbyt patetyczny. Ale w końcu co my tu o tym wiemy, na wschodnich rubieżach zachodniego świata.

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 3 listopada 2016 w kino 2015

 

Tagi: , , , ,

Dziesiąta Aleja – Mario Puzo

Puzo Dziesiata AlejaSentymentalna powieść Mario Puzo, mistrza historii o włoskich emigrantach w Ameryce. Zanim powstały nowele o rodzinie Corleone, światło ujrzała opowieść o rodzinie Angeluzzi-Corbos.

W polskim przekładzie tytuł „Dziesiąta Aleja” wynosi Nowy Jork do rangi podmiotu książki. Oryginał trafniej oddaje treść – „The Fortunate Piligrim” to apoteoza trudnego, ale dobrego w gruncie rzeczy życia włoskiej dziewczyny w Ameryce.

Saga rodu Angeluzzi podobnie jak „Vita” Mazucco rzuca czytelnika w środek małej Italii na Ziemi Obiecanej. W obskurnych czynszówkach i na ulicach przed nimi buzuje życie wielodzietnych rodzin. Głową klanu Angeluzzich jest Lucia Santa. Jej szóstka dzieci przysparza wciąż nowych problemów. Jej dwaj mężowie szybko znikają – pierwszy ginie przy rozładunku w porcie, drugi pogrąża się w chorobie psychicznej. Pozbawiona męskiego wsparcia kobieta staje się il Capo della famiglia. Tłem opowieści jest Nowy Jork w latach wielkiego kryzysu – zdecydowanie trudne miejsce dla pierwszego pokolenia włoskich emigrantów. Ale Nowy Jork początków wieku to także miejsce magiczne, pełne zadziwiających kontrastów technicznych, architektonicznych i społecznych.

Kobieta wychowana w starej Ojczyźnie zmaga się z codziennością, której problemami są nie tylko pieniądze, ale też wybuchowe charaktery członków rodziny. Opierając się na tradycyjnym, włoskim systemie wartości Lucia Santa próbuje chronić rodzinę przed ciemną stroną Ameryki. Nie jest w stanie wygrać  tylko z jednym przeciwnikiem – z amerykańskim systemem wartości. Ten podstępnie wkrada się w ich życie, cementując związki z nowym światem.

Autor uznał „The Fortunate Piligrim” za swoje najdojrzalsze, najbardziej poetyckie i najdoskonalsze dzieło. Pod koniec życia ubolewał nawet, że światowy rozgłos zdobyła fikcja o włoskich mobsterach a nie porządnej rodzinie. Puzo w gruncie rzeczy napisał powieść autobiograficzną – sam mieszkał w Hell’s Kitchen, a Lucia Santa nosi wiele cech jego matki. Wspominając matkę autor przyznał, że wszystkie jej włoskie cechy charakteru stały się archetypem cech Vito Corleone. Ku rozpaczy pisarza „The Fortunate Piligrim” nigdy nie zyskało należnych mu laurów, ale pokryte patyną czyta się wciąż doskonale.

 
1 Komentarz

Opublikował/a w dniu 10 września 2015 w literatura 2015

 

Tagi: , , , , , ,

War Story

War StorySpecyficzny film, który przypadnie do gustu wyłącznie „wyrobionemu” widzowi gustującemu w nieco bełkotliwej nucie i wymuszaniu domyślania się większości fabuły. Korespondentka (fotografka?) wojenna ukrywa swoje świeże traumy w zaciemnionym pokoju sycylijskiego hoteliku. Długie minuty patrzenia w sufit, palenie papierosa, ścieranie kurzu z lustra – to główne sceny większej części filmu. Druga połowa to próba pomocy libijskiej emigrantce. Powiązania pomiędzy główną bohaterką a libijską dziewczyną są równie mętne co cała fabuła. Gdzieś pod koniec pojawia się Ben Kingsley sączący komunały o pracy na wojnie. Równie dobrze mógłby to być przerywnik w postaci stepującego różowego żółwia.

Studium traumatycznej postaci jest porywające niczym obserwacja działającej pralki, z tą różnicą że film jest dłuższy i niewiele z niego wynika (w odróżnieniu od pralki).

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 5 stycznia 2015 w kino 2015

 

Tagi: , , ,

Le passe

le passe Kolejny, podobny w klimacie film Irańczyka Asghara Farhadi.Osadzony we francuskiej rzeczywistości emigrantów z Iranu film pozostaje w stylistyce poprzedniego filmu Farhadiego – „Rozstania”.

Dużo tu pasji i namiętności a zwrotów akcji pozazdrościłby z pewnością niejeden amerykański blockbuster. Nie są to jednak strzelaniny, porwania czy sceny bójek. Akcja „Przeszłości” toczy się niemalże w czterech ścianach, pomiędzy trzema osobami. Ahmed wraca z Iranu do Francji. Z lotniska zabiera go żona, wkrótce jednak dowiadujemy się, że to powrót jedynie w celu formalności rozwodowych. Marie mieszka już z nowym wybrankiem Samirem, właścicielem pralni. To początek skomplikowanych relacji pomiędzy bohaterami.

„Przeszłość” daje widzowi chwilę wytchnienia od filmów akcji i komedii romantycznych. Podobnie jak „Rozstanie” ma w sobie specyficzny i niepodrabialny klimat. I nie jest to temat łatwy do przełknięcia.

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 3 Maj 2014 w kino 2014

 

Tagi: , , ,

Ulisses z Bagdadu

ulisses-z-bagdaduTytułowy Ulisses to emigrant z ogarniętego wojną i chaosem Iraku. Saad Saad wypchnięty przez rodzinę do Europy – krainy szczęśliwości – decyduje się na ryzykowną podróż z myślą o najbliższych. Eric Schmitt przędzie swoją opowieść na kanwie mitycznego Odyseusza (Ulissesa), który zmierza do domu kierowany ręką bogów, wciąż wplątując się w niesamowite zdarzenia. Saadowi towarzyszy duch (wspomnienie?) ojca oryginała. Iracki uchodźca przemierza mile kierując się do wymarzonego Londynu, czytelnik natomiast w zwięźle kreślonej opowieści odczytuje los setek tysięcy uchodźców, dla których miraż bogatej Europy jest snem o zasobnym i spokojnym życiu.

Dla Europejczyków, którzy postrzegają uchodźców o innym kolorze skóry jako plagę i źródło nieporządku postać Saada – wykształconego i inteligentnego Irakijczyka może wydawać się nieco przerysowana i zbyt europocentryczna. Kto jednak widząc imigrantów na ulicach pytał ich o edukację i uczucia?

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 19 sierpnia 2013 w literatura 2013

 

Tagi: , , ,