Kolejna powieść Marka Krajewskiego z cyklu o Edwardzie Popielskim. Po „Głowie Minotaura” i „Eryniach” kolejna, w której autor wciąż wraca do swojego poprzedniego superbohatera. I tym razem u boku lwowskiej legendy policji pojawia się wrocławski detektyw Eberhard Mock. „Rzeki Hadesu” dodają kolejne elementy fascynującej układanki, która powoli zapełnia całą linię życia zarówno lwowskiego jak i wrocławskiego sybaryty.
1946 rok. Pośród powojennej pożogi miasta, do niedawna niemieckojęzycznego, nie trudno o spotkanie z typami spod ciemnej gwiazdy. Gdy porwana zostaje córka szefa wrocławskiego UB, na nogi postawiony zostaje nie tylko aparat milicji i UB ale także światek przestępczy. Portret pamięciowy porywacza niebezpiecznie przypomina ukrywającego się lwowskiego policjanta i byłego AK-owca Popielskiego. Były komisarz musi cofnąć się o dekadę, aby rozwiązać kryminalną zagadkę.
Lwów 1933. Ktoś porywa córkę jednego z królów podziemia. Dziewczyna odnajduje się żywa, ale pochańbiona. Lwowski watażka nie może ścierpieć takiej zniewagi. Nie cofa się przed uwięzieniem czternastoletniej Rity Popielskiej aby zmusić do współpracy najlepszego śledczego kryminalnego w mieście. Ledwie przywrócony do służby komisarz zmuszony zostaje do działania niezgodnego z prawem. Musi odnaleźć gwałciciela i oddać go w ręce równie zdeprawowanego szubrawcy.
Powieści Krajewskiego ewoluują. Początkowe książki cyklu o Eberhardzie Mocku były gejzerem erudycji autora. Głównie w temacie topologii przedwojennego Wrocławia oraz uwielbienia dla wyszynku i jadła.
Edward Popielski ceni dobre jedzenie, papierosy „Egipskie” w delikatnej bibułce i wódkę od Baczewskiego. Zdaje się jednak być osobą bardziej dystyngowaną niż jego wrocławski kolega. Mock bywał momentami nieokrzesanym gwałtownikiem. Popielski ceni sobie ulotność spacerów po rodzimym Lwowie i rozważania z pogranicza filozofii. Oczywiście bogato okraszane łaciną i greką. Delikatniejsze stają się też książkowe intrygi. Choć nie pozbawione mocnych scen, nie epatują brudem i zbrodnią tak, jak ponure jatki wrocławskich suteren. Oczywiście lektura książek Krajewskiego wciąż przynosi satysfakcję nie popełniając grzechu wtórności.