RSS

Archiwum kategorii: literatura 2017

Wielkie Nic – James Ellroy


Druga powieść Jamesa Ellroya z cyklu „L.A. Quartet” – po „Czarnej Dalii”, a poprzedzająca wielki „L.A. Confidential”.

Przełom roku 1949 i 1950 roku. Danny Upshaw zajmuje się serią morderstw o podłożu homoseksualnym. Inny gliniarz – Mal Considine – rozpracowuje komunistyczne związki zawodowe pracowników przemysłu filmowego. W sfingowanym śledztwie opartym na policyjnej prowokacji pomaga mu Buzz Meeks. Ekspolicjant Buzz jest typem do wynajęcia w sprawach wymagających silnej ręki. Pracuje dla multimilionera Howarda Hudgesa i mafioza Mickey Cohena.

Wszyscy trzej na swój sposób nurzają się w kalifornijskim brudzie, niezależnie czy służą skorumpowanej policji, mafii czy własnemu interesowi.

Kolejna powieść Jamesa Ellroya napędzana wysokooktanową benzyną, w niepowtarzalnym klimacie Los Angeles lat sześćdziesiątych.

 

 

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 27 grudnia 2017 w literatura 2017

 

Tagi: , , , ,

Fanatycy. Futbol na śmierć i życie – Anonimowy Fanatyk

Na okładce „Fanatyków” na próżno doszukiwać się nazwiska autora. Autor ukrywa się. Na potrzeby szeroko pojętej sprzedaży nazwano go więc „anonimowym fanatykiem”. W lekturze trudno jednak doszukać się wyznań pociągających autora do odpowiedzialności karnych, których autor musiałby się specjalnie obawiać. „Fanatycy” nie odkrywają bowiem nic, czego byśmy nie wiedzieli – może za wyjątkiem samego nastawienia fanatyków do otoczenia – pogardy dla wszystkich wokół.

Oczywiście książkę wypełniają opowieści z chuligańskiego życia. Szeroko kreślona „historia” dzikich lat 90-ych, grube zadymy za granicą czy problemy z prewencją opakowane są w swoistą filozofię fanatyków: miłość do sportu, miłość do swojego zespołu, „siła i honor” a ostatnimi czasy wszystko polane grubo odradzającym się nacjonalizmem z jego wszystkimi atrybutami. Autor wysila się na wiele sposobów, żeby potrzebę wyzwolenia własnej agresji ubrać w teorię pisaną złotymi literami. Trudno jednak nie mieć wrażenia, że stadionowe bestialstwo, które dawno już rozlało się i oddzieliło od sportu jest tym, czym w Średniowieczu były wielkie bitwy – możliwością zwierzęcego, organicznego wyżycia się.

Doświadczonych „hools” nie zainteresują wspominki bez pikantnych szczegółów.A takich jest więcej na pierwszej lepszej stronie „fanów piłki”.

„Fanatycy” to taka książka z cyklu „dla idiotów”, poruszająca zwykłych stadionowych „pikników” (zwanych także Januszami) którzy ze znawstwem pokiwają głowami, bo mieli okazję zobaczyć kilka opraw a wcześniej kilka zadym na „Żylecie”.

„Fanatycy” zainteresują także młodych aspirantów. Idąc za wzorem Sienkiewicza piszącego „ku pokrzepieniu serc” anonimowy fanatyk może mieć więc nadzieje, że po lekturze książki szeregi gentlemanów w kominiarkach zasilą nowe zastępy.

Autorowi trzeba przyznać, że nie kryje się ze swoimi przekonaniami i nienawiścią do wszystkiego co stoi na drodze do chwały. A jest tego sporo – inne grupy, koalicje, władze a nawet same kluby i piłkarze. Na szczęście tych ostatnich można resocjalizować szybkim wjazdem do szatni i paroma wychowawczymi strzałami w ryj. Podobnie jak autorów negatywnych recenzji.

 

 

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 27 grudnia 2017 w literatura 2017

 

Tagi: , , ,

Czerwona zaraza – Dariusz Kaliński

Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski? W ustach Dariusza Kalińskiego to pytanie oczywiście retoryczne. Książki nie ocenia się po okładce – chyba, że zawiera sugestywną fotografię a sama seria krojona jest pod publiczkę. Nie zaglądając do środka wiadomo więc, że wyzwolenie Polski wyglądało źle.

„Czerwona zaraza” nie przedstawia faktów historycznych będących wynikiem własnej żmudnej pracy w archiwach. To raczej zbiór znanych – choć nie powszechnie – faktów o prawdziwej twarzy Armii Czerwonej. Twarzy o rysach Kałmuka zdeprawowanego wojną, radziecką indoktrynacją, nienawiścią do „giermańca”. Czy nawet do wszystkiego, co w oczach sowieckiego człowieka z pepeszą na germańskie wygląda. Wyposzczonego marną aprowizacją i komunistyczną biedą. Zdziczałego nieustannym deptaniem oficerskim butem i groźbą kuli w łeb od sunącej tuż za frontem NKWD.

Przejście Czerwonej Armii w tą i z powrotem przez Polskę nie mogło być inne. Milionowe armie bez wystarczającego zaplecza, gnane bez szacunku dla ludzkiego życia na wściekle broniący się Wermacht znalazły się nagle na „ziemi obiecanej”. Milcząca aprobata dowództwa nie pomagała w utrzymaniu w ryzach tej bandy XX dzikusów.

Autor przeleciał się po temacie w podręcznikowym stylu i takim też języku. Grupując nieprawości tematycznie, każdy z rozdziałów opowiada swoją historię – od powszechnego rabunku, brutalnych gwałtów, okrucieństwa i zalegalizowanego bezprawia wyzwolicieli po mordy polskich żołnierzy AK i partyzantów. Jest też miejsce dla opowieści o ponownym wykorzystywaniu byłych obozów zagłady – dla Polaków zagrażających nowej władzy.

Wszystko to prawda, ale pisana piórem Dariusza Kalińskiego sprawia wrażenie świętego oburzenia na potrzebę udowodnienia własnej tezy. Momentami w jedynym słusznym prawicowo stylu. Mnogość poruszonych tematów wyklucza rzeczowość, a to ma wpływ na obiektywizm.  Brak zaś obiektywnego podejścia do tematu jest głównym zarzutem pierwszego dziełka autora dotychczas znanego z krótkich form internetowych na historycznym portalu. Końcowe akapity książki zawierają wybrane wspomnienia wojenne – czasami sprzeczne z zamysłem książki, bo opisujące także zwykłą, ludzką twarz ruskiej hołoty.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 23 grudnia 2017 w literatura 2017

 

Tagi: , , , ,

Żywe trupy. Prawdziwa historia zombie – Adam Węgłowski

Próba rzeczowego podejścia do bujdy na resorach nie mogła skończyć się sukcesem. Kolejna z sensacyjnych książek serii „Ciekwostki historyczne.pl” potwierdza regułę, żeby nie wymagać zbyt wiele od publikacji na poziomie dodatku do poczytnego „Super Expressu”.

Bazując na rozkwitającej modzie na zombie, Adam Węgłowski postanowił dopisać swoje własne trzy grosze. Zaczyna się nieźle – podróżą na Haiti i poszukiwaniem źródeł legendy o „żywych trupach”. Prywatne śledztwo autora szybko przeradza się w małą komedyjkę – opowieść o woduistach (powtarzając za autorem: nie mylić voodoo z vodu lub wodu)  🙂 Straszliwe procedery mają nieco miałkie powody, a cała teoria jest mniej spójna niż ciało zombie leżakowaniu w bagnie.

Im dalej w las tym śmieszniej. Autor rusza na łowy dookoła świata, popadając w coraz bardziej kuriozalne historie. Byłoby nawet zabawnie, gdyby nie brak mrugnięcia okiem. Czyli to jednak dzieło z ambicją krzewienia kultury.

Pardonsik. George Romero był jednak ciut lepszy.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 23 grudnia 2017 w literatura 2017

 

Tagi: ,

Witaj w domu kochanie – Anna Z

Przeczytane z ciekawości i pewnej osobistej znajomości wątku fabularnego.

W związku ze zdaniem numer jeden, odnotowany zostaje wyłącznie fakt przeczytania.

„Reszta jest milczeniem” Wiliam Shakespeare „Hamlet”

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 16 grudnia 2017 w literatura 2017

 

Tagi: ,

Witajcie w Rosji – Dimitry Glukhowsky

„Na trzeźwo nie rozbierjosz” mawia polskie przysłowie, ewidentnie zapożyczone od braci Słowian zza miedzy. Takie też powinno być motto opowiadań Dimitra Glukhovskiego.

„Witajcie w Rosji” jest zbiorem różnorodnych opowiadań o narodzie Wielkich Poetów. Imperatyw każdej z nich zasadza się na przekonaniu, że drugiego takiego nie ma (sama prawda). Fantazyja ruska, ruska dusza, kaumucki temperament i wschodnie prostactwo stanowią mieszaninę nie do podrobienia.

W historiach Glukhovskiego konwencja S-F delikatnie otula wspomniane powyżej cechy. Kosmonauta z delikatnej natury problemem na orbicie, Gazprom mający umowę z panem piekieł, wizyta UFO – stanowią część fantastyczną. Ale są też opowiastki o swojakach: pijakach, politycznych watażkach i towarzyszu wizytującym Moulin Rouge.

Poczet ruskich ryjów na wesoło. To Pan to napisał Panie Glukhovsky!

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 16 grudnia 2017 w literatura 2017

 

Tagi: , ,

Ciemność w południe – Arthur Koestler

 

Błąd tkwi w samym systemie; może tkwi w założeniu, które wydawało mu się dotąd niepodlegające dyskusji, w którego imię poświęcił innych i sam stał się ofiarą: w założeniu, że cel uświęca środki. Właśnie to zdanie zabiło wielkie braterstwo Rewolucji i spowodowało, że wszyscy popadli w obłęd. Cóż to zapisał w dzienniku? „Wyrzuciliśmy za burtę wszelkie konwencje, jedyną naszą zasadą przewodnią jest konsekwentna logika; płyniemy bez balastu etycznego”.        Może w tym jest źródło zła? Może nie przystoi ludzkości płynąć bez balastu. Może sam rozsądek jest niedoskonałym kompasem, prowadzącym po tak krętym, zawiłym kursie, że cel traci się w końcu we mgle.

Może nastąpi teraz okres wielkiej ciemności.

Artur Koestler -autor dziś nieco zapomniany. Poliglota, dziennikarz. Zasymilowany na Węgrzech Żyd z pochodzenia w okresie międzywojennym zachłysnął się bolszewizmem. Został agentem Kominternu w Berlinie i zachwycał się nowym ustrojem radzieckim. Zaślepienie komunizmem było permanentne do tego stopnia, że Koestler legitymizował głód na Ukrainie jako element niezbędny do wykucia się nowej klasy. W 1933 roku oskarżony przez system i więziony oprzytomniał dostrzegając szaleństwo Wielkiej Czystki. Opuścił ZSRR dzięki wstawiennictwu znanych literatów.

Zło i okrucieństwo wrogów klasowych może zostać pokonane przez ludzi, którzy sami są jeszcze bardziej źli i okrutni. Ich zwycięstwo będzie stanowić ich usprawiedliwienie.

„Ciemność w południe” to największe dzieło Koestlera i swoista spowiedź umysłu skażonego utopią marksizmu. Opisuje Rubaszowa – do niedawna czołowego decydenta systemu, a obecnie więzionego bez realnych podstaw i przyczyn. Analiza psychologiczna Rubaszowa obnaża logikę Wielkiej Czystki i w unikalny sposób ukazuje mechanizmy prowadzące do niezrozumiałych dla człowieka Zachodu samooskarżeń w obliczu nieuchronnej kary śmierci.

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 16 grudnia 2017 w literatura 2017

 

Tagi: , , , ,

Życie seksualne kanibali – J.Maarten Troost

Nietuzinkowa książka podróżnicza autorstwa Amerykanina o holenderskich korzeniach.

J. Maarten Troost rzuca wielką Amerykę wraz z jej pogonią za pieniądzem na rzecz wysepki na końcu świata. Celem jest Tarnawa, jedna z ponad trzydziestu wysp koralowych na Oceanie Spokojnym. Formalnie to Państwo Kiribati. W praktyce rozrzucone w przestrzeni wielu mil morskich płaskie atole. Parę kilometrów od „w pizdu”.

Autor szybko rozprawia się z pocztówkowym  wyobrażeniem turysty o raju na Ziemi. Owszem, czasem to raj i tylko wtedy gdy patrzymy na błękit oceanu. Wystarczy spojrzeć przez ramię, żeby wśród rajskiej plaży z nachylającymi się ku wodzie palmami zobaczyć wypięte tyłki tubylców, dla których ocean to naturalne miejsce defekacji.

Troost nokautuje sielskość tropików w każdym rozdziale. A to wspominając o deficycie wody, a to o hordach dzikich psów (doskonałe urozmaicenie diety autochtonów), a to o jednej linii lotniczej, której zdarza się przylecieć na wyspę.

Najeżona humorem opowiastka tylko z pozoru bez końca pastwi się nad tropikalnym piekłem. Pod welonem sarkazmu kryje się duża dawka sympatii dla ikiribati – specyficznej nacji zamieszkującej Tarnawę i jeszcze większa – choć nieco ukryta – pochwała prostego życia bez obciążeń współczesnej cywilizacji.

Tytuł jest oczywiście „podpuchą” – no bo kto sięgnie po „Wspomienia z Kiribati” 🙂

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 16 grudnia 2017 w literatura 2017

 

Tagi: , , ,

Simona, Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak – Anna Kamińska

Poczet wielkich artystów w rodzinie musiał ją przytłaczać. Od najmłodszych lat „przetestowana” z pędzlem w pracowni ojca nie rokowała artystycznych nadziei. Dla nestora rodu stała się niewidzialna. Brak talentu malarskiego byłby jeszcze możliwy do korekty. Gorzej z płcią – wielkim rozczarowaniem ojca. Zanim się urodziła, w planach była czwartym Kossakiem. Po wybitnych trzech pokoleniach malarzy: Juliuszu, Wojciechu i Jerzym, w kolejnym pokoleniu rodziły się wyłącznie kobiety. Z przyjściem na świat Simony prysły ostatnie marzenia Jerzego na kontynuację wielkiego rodu.

Simona Kossak wychowywała się w dziwnym domu. Życie ukształtowało ją w kobietę niezależną, ale nie stroniącą od ludzi. Jej miłością stały się zwierzęta. To im poświęciła się bez reszty, stając się pierwszym profesorem i naukowcem w artystycznej rodzinie rodzinie Kossaków.

Biografia Simony Kossak to podróż sentymentalna przez dawny Kraków, rodzinną Kossakówkę aż do odludnej leśniczówki „Dziedzinka” w Puszczy Białowieskiej. Anna Kamińska podąża tropem Simony Kossak kreśląc portret osoby nietuzinkowej.

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 1 grudnia 2017 w literatura 2017

 

Tagi: , , , ,

Philip K Dick, Człowiek który pamiętał przyszłość – Anthony Peake

„Wielka czarna smuga przecięła niebo. Przez chwilę pasek absolutnej nicości dzielił je na dwoje”

„Zalała mnie percepcja czegoś na niebie. Nie brałem LSD ani innych narkotyków, w każdym razie nie wtedy. Miałem jedynie poczucie, że wokół mnie nie ma innych żywych stworzeń. Zobaczyłem coś w rodzaju złego bóstwa […] nieżywego, ale funkcjonującego; nie patrzącego, ale przeszukującego przestrzeń jak jakaś maszyna albo urządzenie kontrolne. Miało oczy jak szczeliny i zawsze wisiało nad jednym, konkretnym miejscem. Wykorzystałem je w tytule drugiej z planowanych książek: „Przez ciemne zwierciadło”.

Tak Philip K. Dick opisywał swoje pierwsze spotkanie z Siłą Wyższą. Wrażenie stałego połączenia z przygniatającą, ale obojętną Boską Obecnością towarzyszyło pisarzowi aż do śmierci. W tym czasie jego umysł wypluwał nowe powieści.

Kolejne teofanie (akt objawienia się Boga) pchały umysł Dicka w coraz bujniejsze filozofie ezoteryczne. Jedną z nich stało się przeświadczenie, że on sam jest Bogiem. Po drugiej teofanii nazwał go Valisem:

„Tam, gdzie jestem, jest nieskończoność; gdzie jest nieskończoność, tam jestem. Jestem wszędzie i wszystkie drogi, wszystkie życia prowadzą do mnie. Każdy w końcu mnie znajdzie. Objawiłem się tobie i zobaczyłeś, że jestem nieskończoną pustką”

„Reprintu” tego doświadcznia nietrudno doszukać się w twórczości:

„Ja jestem Ubik. Zanim świat był, jam jest. Stworzyłem słońca. Stworzyłem światy […] Nazywają mnie Ubik, ale nie to jest moje imię. Ja jestem. Ja będę zawsze”

Jeśli dobrze się przypatrzeć, niemalże każda z powieści mistrza zawiera cząstkę jego filozofii. Apogeum teologicznej obsesji Philipa K. Dicka wyraziły najcięższe w jego twórczości „Valis” i „Boża inwazja”. Spoglądając na twórczość przez pryzmat życiorysu pisarza nie trudno zauważyć jak wiele projekcji umysłu Dicka zostało przekutych w książkowe fabuły. Zupełnie jakby owa Siła Wyższa dyktowała pisarzowi kolejne powieści.

Kim zatem był Philip K. Dick – człowiekiem o niespotykanie bujnej wyobraźni? chorym umysłowo pisarzem, wypluwającym z siebie góry tekstów, z których część okazała się genialna? A może wrażliwcem o percepcji skalibrowanej tak dalece, że odczuwa coś, czego nie odczuł żaden z teologów wszystkich religii świata?

Z biografii wyłania się człowiek o niezwykle rozbudowanej osobowości wewnętrznej, prowadzącej do granic obłędu. Anthony Peake próbuje nadać odmiennym stanom świadomości pisarza znaczeń wyjaśniających jego zachowanie.

Logicznie książka podzielona jest na trzy duże rozdziały: biografia właściwa, wyjaśnienia ezoteryczne oraz próba medycznego spojrzenia na stan umysłu („wyjaśnienia neurologiczne”).

Biografia skrojona jest w sposób ciekawy, bo naznaczony kolejnymi związkami uczuciowymi PKD. Pięć żon autora to pięć kolejnych etapów w jego życiu. Ale ciekawszy od związku z kobietami wydaje się w życiu Dicka wątek pogłębiającej się umysłowej alienacji.

Biografia najeżona jest coraz to oryginalniejszymi tworami imaginacji: dwie teofanie, prekognicja, własna teoria czasu, dajmoniczny dualizm a nawet fascynacja częścią ludzkiego mózgu jako przyczynkiem do kontaktu z „Valisem”. W życiu PKD pojawiło się też porwanie przez Kosmitów (pod postacią „facetów w czerni”), anamnezja (przywrócenie zapomnianych wspomnień – przeciwieństwo amnezji) i homoplazmat. Ten ostatni to wynik rozwinięcia teorii „ditheonu” – autorskiej teorii niezależnego działania dwóch półkul mózgowych. Choć nie brak tu wątków zupełnie fantastycznych, część dickowskich teorii zdaje się wynikiem specyficznego przetwarzania informacji z zewnątrz i wnikliwej (a zarazem fantasmagorycznej) analizy najnowszych osiągnięć nauki.

W części „medycznej” Anthony Peake analizuje możliwe problemy zdrowotne pisarza, na skutek których umysł mógł reagować w specyficzny sposób. Migreny, hipokalemia (niedobór potasu), ataki niedokrwienne TIA. Jest tu nawet miejsce na wyjaśnienie olśnienia naklejką z rybą, brane przez pisarza za boskie oślepienie.

W podsumowaniu, w miejsce tradycyjnego posłowia Peake odniósł się do badań osobowości, w jakich PKD wziął dobrowolnie udział. Rozbierając na czynniki pierwsze pomiar osobowości „16PF” autor biografii dowodzi, jak niepowtarzalną osobowość posiadał Philip K. Dick.

Najdziwniejszą częścią biografii pozostaje część „wyjaśnienia ezoteryczne”. Po przeczytaniu ich trudno nie pomyśleć, że sam Anthony Peake wymaga wnikliwego przeglądu u psychiatry. Albo wizyty u wróża Macieja. Niestety to także najnudniejsza część książki.

Philip K. Dick żył w czasach, gdy ludzkość zdawała się sięgać gwiazd i mierzyć w podróże międzygwiezdne, jednocześnie balansując na granicy kolejnej światowej katastrofy politycznej. Czas i miejsce odcisnęły piętno na twórczości PKD, ale jego największym i niespodziewanym darem okazała się odmienność psychiczna. Badany dziś, Philip K. Dick dostałby zapewne rozpoznanie jednej z wielu chorób neurologicznych odkrytych w XXI wieku i stosowne do tego leczenie. Ale wtedy nie byłoby na świecie jego ogromnej spuścizny literackiej.

Biografia największego z największych pisarzy S-F nie mogła być banalną opowieścią urodził się – żył – umarł. Anthony Peake ambitnie podszedł do tematu starając się być odkrywczym. Najwyraźniej jednak z biografa przeistoczył się w badacza zjawisk nadprzyrodzonych, nie będąc przy tym zbyt przekonującym.

 

 

 

 

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 18 listopada 2017 w literatura 2017

 

Tagi: , ,