Roboty wyszły na ulice. Nie chodzi oczywiście o zmasowany atak drogowców na dziurawe drogi ale ucieczkę androidów ze świata Westworld.
Trzeci sezon miesza świat ludzi i maszyn, wciąż zapętlając ten sam wątek – kto tu rządzi? Trzy miesiące po ucieczce Dolores dekuje się w Los Angeles przyszłości (2058 rok) z zamiarem dotarcia do Liama, syna twórcy globalnej korpory Incite. Na swojego ludzkiego kumpla Dolores wybiera Caleba (znany z „Breaking Bad” Aaron Paul) – gościa z potężnymi problemami i PTSD.
Incite stworzyło „Rehoboam”, system AI, który ma ogromny wpływ na teraźniejszość ludzkości. Nie bez przyczyny potężna sztuczna inteligencja nosi imię biblijnego króla Judy, syna Salomona. Salomon też się pojawi. Protoplasta Rehoboama ma w fabule swoje zadanie i podobnie jak cybernetyczny synalek przewiduje przyszłość.
Za wszystkim powyższym stoi niejaki Serac (Vincent Cassel), pociągający za sznurki dzięki niewyobrażalnej analizie Big Data przetwarzanej przez Rehoboam. Zarówno uciekinierzy z Westworld jak i ludzie żyjący w prawdziwym świecie to marionetki na usługach systemu.
W trzecim sezonie Westworld twórcy odpuścili sobie manipulacje czasem i przestrzenią, wracając do „względnie” poukładanej fabuły. Nie omieszkali jednak skomplikować jej na tyle, żeby raz jeszcze namieszać widzom w głowach. Taki to zresztą urok serialu opierającego się na nieustannym zaskakiwaniu i przewracaniu rzeczywistości do góry nogami.