Rok 1957. Związek Radziecki obdarowujący swoich nomen-omen socjalistycznych „satelitów” udziałem w programie kosmicznym pokazuje palcem na Budapeszt. Węgierski astronauta ma być kolejnym gierojem bratniego narodu, ubranym w skafander z napisem CCCP.
W kolejce do roboty kosmonauty ustawia się kilu freaków, w tym cygan Lajko, który od małego marzył o lataniu w kosmos.
Komedia w stylu ocierającym się o bałkańskie szaleństwo Kustoricy, drąca „łacha” z Breżniewa i pełna niedorzeczności, których widz nie zrozumie nie mówiąc w przedziwnym madziarskim narzeczu.
Niby śmieszny, a męczący.