Napisać o „Skyfall”, że to powrót do klasyki, byłoby banałem. A jednak. Pięćdziesiąta, okrągła rocznica przyjaźni kinematografii z Bondem stała się kolejną inspiracją do spojrzenia w przeszłość. Który to już zresztą raz reżyser głowi się jak ze starej książki wykrzesać coś błyskotliwego. I jednocześnie nie stracić nic z wielkości swoich antenatów. Seria z Danielem Craigiem stawia wysoko poprzeczkę. Zarówno otwierające „Casino Royale” jak i „Quantum of Solace” były całkiem niezłe.
Sam Mendes, znany wcześniej chociażby z doskonałego „American Beauty” próbuje miksować dwie płyty. Winylowa kręci się w rytmie Seana Connery’ego. Wraca więc wstrząśnięte martini, klasyczne sceny i Aston Martin DB5 z karabinami maszynowymi w zderzaku. Nowe rytmy straszą wszechmogącymi informatykami, olśniewającymi światłami Szanghaju i nastoletnim „Q” łopatologicznie wykładającym, że machanie pistolecikiem jest passe. „Nowy, spaniały świat” kwaśno pointuje James, wysłuchując młodego flimona od komputerów.
Tradycyjnie szwarc charakter jest lustrem bieżących problemów świata, tym razem jest to więc zło z Sieci. Zło ma twarz Javiera Bardema, wyraźnie tkwiącego po uszy w toksycznym związku z fryzjerem i stylistą (obaj powinni zniknąć z jego życia). Film zalicza tu zresztą małą wpadkę logiki – z jednej strony Raul Silva to geniusz komputerów i planowania totalnego (jakieś przedziwne wywody filmowe o kryptografii i cudach IT), z drugiej to totalne planowanie rozpada się w drzazgi w trakcie akcji i zastąpione zostaje bieganiem i nieporadnym strzelaniem na oślep.
Powrót do źródeł to także podróż do starej posiadłości w Szkocji. Pogoda i otoczenie nastrajają wybitnie do analogowych rozwiązań. W szkockim kamiennym dworku nie wypada rozmawiać o internecie.
Jest jeszcze jeden „topowy” temat. Sam Mendes postarza dobrego agenta 007, odsyłając go na słodką emeryturkę. Jest dwudniowy zarost, zmęczone oczy i totalna klapa na agenciarskich egzaminach. Na szczęście potrafi się staruszek podciągać, choć w jednej ze scen widać mękę w trackie swobodnego zwisania.
Problem Bonda to problem Galów z przygód Asterixa – niebo może zwalić mu się na głowę. Najlepszy agent Jej Królewskiej Mości wychodzi obronną ręką i jak prawdziwy gentleman unika rozmów o ZUSach i OFE. Póki co, nie musi martwić się emeryturą.
One response to “Skyfall”